Dentysta poradzi sobie z bólem zęba, a informatyk z usterką komputera. Ale najlepsi specjaliści są w niebie. Ministranci mają naprawdę fachową opiekę.
B ardzo wcześnie został ministrantem. Jako kilkuletni chłopiec pokonywał pieszo kilka kilometrów, żeby służyć na porannej Mszy Świętej. Gdy ktoś pytał, czy nie boi się sam chodzić tak daleko, odpowiadał: „A czego mam się bać? Przecież ze mną są Pan Jezus, Matka Boża i Anioł Stróż...”. Wielu polskich ministrantów na pewno odnalazło siebie w tym opisie. Należą im się wielkie brawa, choć historia dotyczy Włocha – św. Dominika Savio. Inny święty, tym razem z Polski, też sporo się nachodził. Stanisław Kostka dotarł piechotą aż do Rzymu po to, żeby wstąpić do zakonu. A to bardzo nie spodobało się jego tacie. Tak samo jak tacie innego świętego, też Włocha, nie spodobało się, że jego najstarszy syn Alojzy poszedł za Jezusem. Całą trójkę młodych świętych (gdy dodamy ich wiek, przeżyli na ziemi w sumie zaledwie 56 lat) łączyła miłość do Pana Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie. Czwarty święty (a będzie jeszcze piąty) był nawet Jego strażnikiem i oddał za Niego swoje życie. I wreszcie wszyscy na pewno podpisaliby się pod słowami św. Jana Berchmansa (tego piątego): „Najdoskonalszą rzeczą jest zacząć od najmniejszych rzeczy”. To dobra rada dla każdego ministranta.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.