Hau, Przyjaciele!
Gdy marianki na zebraniu opowiadały, jak realizują tajemnice różańca, ja biegałam po ogrodzie. Czekałam na Paulinę, bo powiedziała, że pójdzie ze mną na spacer. Wyszły z Jadzią bardzo zaaferowane. Ledwo odpowiedziały na moje skoki, powitalne piski i szczekanie. Zostałam zapięta na smycz i ruszyłyśmy alejkami w kierunku centrum. E, tam, co za pomysł, lepiej na pola lub do lasu. Nagle usłyszałam, jak przyjaciółki snują marzenia, że jednak przy tajemnicy Bożego Narodzenia uda się coś dobrego dla niemowląt zrobić. O rety, zbliżałyśmy się do szpitala, w którym na świat przychodzą malutkie dzieci. Zostałam zapięta do żywopłotu, a dziewczyny rozglądały się po parkingu. Nagle podbiegł do nich zaaferowany młody mężczyzna. „Dziewczynki, mogłybyście kołysać wózek? Muszę wrócić na oddział, to potrwa tylko chwilkę, zgoda?” W wózku co prawda nie było noworodka, ale nieco większe dziecko śpiące mocnym snem. Ale młody tata został właśnie ojcem po raz drugi, był z dzieckiem u żony i syna, ale starsza córka zasnęła, włożył ją właśnie do wózka, lecz czegoś ważnego zapomniał. Paulina i Jadzia nie posiadały się ze szczęścia. Kołysały wózek, nuciły „Po górach, dolinach..”, a drodze powrotnej zachwycały się nad urodą dziewczynki z wózka. No, bez przesady. Może nieco wolniej, mam tu sporo śladów do wywęszenia. Ja też mam swoje tajemnice, nie tylko wy. Cześć. Astra