W sobotni ranem Paulina szybko i nieco pobieżnie sprzątała swój pokój. Spieszyła się, bo Pani wyszła na zakupy i nie kontrolowała córki, a poza tym, wiadomo, zebranie marianek. Właśnie porządkowała swoje rzeczy na biurku, gdy ktoś zadzwonił i do mieszkania weszła Michasia. Od progu tłumaczyła, że przeprasza, że jeszcze jest czas, ale ona musi z kimś pogadać, bo oszaleje. W takim razie Paulina przyniosła wszystko, co potrzebne do mycia okna i machając energicznie ścierką, spojrzała pytająco na młodszą koleżankę. „Lubię nasze spotkania, wracam z zebrań pełna pomysłów i postanowień, ale mijają godziny i dni, a moje efekty są marne. Przecież chcę być dobra, wiem, co trzeba zrobić, więc dlaczego ciągle te same błędy?” „Znam to, zżera cię pycha i ambicja, co?” Michasia spojrzała z oburzeniem. „Pycha i ambicja, co ty gadasz?” Spojrzałam z niepokojem na Paulinę, bo tak mocno tarła szybę, że mogła ją zetrzeć na proch. Ruchy były coraz szybsze i nerwowe. „Spójrz na dorosłych, czy to same ideały? Nie, czyli na tym polega życie, że się staramy jak tylko możemy dobrze żyć, ale w pokorze przyjmujemy swoją słabość i powtarzające się błędy.” Michasia miała zdziwioną minę. Nagle się roześmiała i odezwała się żartobliwie. „Ciebie też zżera ambicja, bo tak trzesz tę szybę, że zaraz pęknie. Chcesz mieć najczyściejsze okno w całym domu?” Obie się roześmiały, a potem Michasia pomogła koleżance. Mając zaś trochę czasu do zebrania wyszły na klatkę schodową i umyły z rozmachu aż dwa okna, ścigając się w tarciu szyb. „Pęknę ze śmiechu, jeśli ksiądz na koniec zebrania zaproponuje mycie okien”- z tymi słowami dziewczyny poszły w kierunku plebanii, a ja ułożyłam się przy furtce, by nie czuć zapachu płynu do mycia. Cześć. Astra