Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął go na bok osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka, a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: „Effatha”, to znaczy: „Otwórz się”. Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić. (Mk 7, 31-37)
Ojakie „otwarcie” głuchoniemego chodziło? Ten człowiek nie przyszedł sam do Jezusa. Przyprowadzili go ludzie, którzy usłyszeli słowo Boże. I może chcieli, aby ten głuchoniemy też je usłyszał. Głuchoniemych spotkałam w drukarni, gdzie pracuję. Podziwiam ich pokorę, pracowitość, wewnętrzną radość i otwarcie na drugiego człowieka. Wydają się szczęśliwi w swojej ułomności. Nie zauważyłam u nich złości z tego powodu. Codziennie spotykałam głuchego Alojza. Oprawiał i odnawiał książki. Zawsze był uśmiechnięty. Czasami z wielkim zaangażowaniem coś komuś tłumaczył, mimiką twarzy i gestem wyrażał swoje uczucia. „Alojz, ty jesteś największą gadułą w pracy!” – żartowałam czasem. Czytając z ruchu moich warg, wybuchał śmiechem. Często wtedy nachodziła mnie myśl, że Bóg zamknął uszy i usta tego człowieka, żebym ja otworzyła swoje uszy i usta zagłuszone hałasem, zgiełkiem tego świata. Pan Jezus słowami „otwórz się” spowodował, że głuchoniemy przemówił i usłyszał. „Otwórz się” – co dla mnie znaczą te słowa? Bóg mówi: „Otwórz się na moją miłość, na działanie Ducha Świętego. Kochaj drugiego człowieka, patrz, czego potrzebuje, słuchaj go. Miej dla innych otwarte serce”. Bóg nie chce moich zaciśniętych ust i zamkniętych uszu. Chce je wciąż otwierać.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.