Nie są aktorami, ale mają wrażliwe serca i twórcze głowy. Żeby wspomóc leczenie dziesięcioletniego Mateusza cierpiącego na nowotwór mózgu, przygotowali wielka galę i prawdziwe przedstawienie.
Wystawienie „Kopciuszka” to pomysł rodziców uczniów koszalińskiej Szkoły Podstawowej nr 18, do której uczęszcza Mateusz Madej. Jak sami przyznają to był odruch serca.
- Jestem w szkole „Rodzicem 01” jak nazywają mnie dzieci, więc nie mogłam postąpić inaczej. Po prostu musieliśmy coś zrobić. A że mamy twórcze ADHD to postanowiliśmy przygotować przedstawienie – przyznaje ze śmiechem Dagmara Podraza-Olech, przewodnicząca Rady Rodziców, a zarazem reżyser i zła macocha Kopciuszka.
Od marca intensywnie przegotowywali premierę bajki. Pomysłem zarazili Bałtycki Teatr Dramatyczny i Pałac Młodzieży, które wpuściły aktorów do swoich garderób, Centrum Szkolenia Sił Powietrznych, które udostępniło prawdziwą teatralną salę i Restaurację Jamneńska, która zadbała o przygotowanie uczty weselnej dla Kopciuszka i Księcia.
Zaprosili też gości, których poprosili o otarcie serc i portfeli, żeby wesprzeć leczenie Mateusza.
Ci nie zawiedli. Na widowni Klubu Podoficera miejsca zajęte były do ostatniego.
Aktorzy także stanęli na wysokości zadania. Zwłaszcza brawurowo odegrały swoje role trzy siostry Kopciuszka, podbijając serca widzów.
- Bardzo baliśmy się jak wypadniemy przed tak zacną publicznością. Czy nie zapomnimy roli? Czy uda się dobrze zagrać? Uskrzydliła nas publiczność. Strasznie niepokoiliśmy się, czy widzowie w ogóle się pojawią. Jeszcze na kilkanaście minut przed rozpoczęciem spektaklu tylko pół sali było zajęte – przyznaje Agnieszka Bochnia.
- Bardzo się cieszę, że mogę zrobić coś dobrego. A tak wyjątkowe rzeczy zdarzają się nieczęsto. To była czysta przyjemność – dodaje Aneta Rybińska.
Karina Gajda, dyrektor SP 18, nie ukrywa, że czuje się dumna stojąc na czele placówki, która ma za sobą takich rodziców.
- Długo zastanawialiśmy się, co możemy zrobić. I wymyśliliśmy, że w pojedynkę niewiele można. Ale mając takich wspaniałych rodziców można zrobić wszystko. To ich inicjatywa, ich inwencja i to wszystko, co się stało to ich zasługa. My jedynie pomogliśmy w organizacji tego przedsięwzięcia. Ja jestem wzruszona, jak wspaniałymi i wrażliwymi są ludźmi. To zaszczyt móc z nimi współpracować – mówi pani dyrektor.
Na scenie wystąpiła też Monika Madej, mama Mateusza. Wcieliła się w Królową Matkę, ale wcześniej opowiadał o tym, jak Mat walczy z chorobą.
- Nasza dewiza brzmi: do terapii wszelkich, jak chemio- i radioterapia włączamy „Plan B”: zabić guza śmiechem – zapewnia, choć nie zawsze jest to łatwe. Mateusz dzielnie walczy o zdrowie i o to, by wrócić do swoich szkolnych kolegów, których odwiedza w szkole, kiedy tylko starcza mu sił. Od lipca ubiegłego roku jest między kolejnymi terapiami. Jeśli dwucentymetrowy guz nie będzie rosnąć w grudniu być może uda się poddać chłopca leczeniu protonowemu.
- Nawet nie wiem, jak mam wyrazić tym wszystkim ludziom moją wdzięczność. Powiedzenie „dziękuję” to zdecydowanie za mało. To paradoks, ale od chwili, kiedy Mateusz zachorował, pojawiło się wokół nas mnóstwo aniołów, a na ziemi jest jak w niebie – dodaje pani Monika.