Hau, Przyjaciele!
Wieczorem będzie msza święta w intencji księdza Wojtka, czyli dla mnie sprawa zakazana. Ale po południu Paulina zbiegła do ogrodu, gdzie Marysia, Zuzia i Wojtuś mieli ciągle drobne spięcia. Akurat energia tryskała z mojej młodej Pani i oto zaczęło się przedstawienie. Św. Wojciech walczył z różnymi przeciwnościami. Co chwilę inne dziecko odgrywało główną rolę. Siadali w altanie, Paulina im opowiadała fragment burzliwego życiorysu i zaraz była inscenizacja. Kompletnie się w tym gubiłam, już nie wiedziałam, na kogo szczekać, kogo bronić. A to mieszkańcy Pragi wyrzucali właśnie swojego biskupa, a tu król Bolesław zapraszał Wojciecha na swój dwór, a tu już św. Wojciech wybierał się na północ Polski, by ewangelizować Prusów. Za chwilę już msza na wyspie i strzały z łuków. Dziewczyny świetnie rozumiały, co się dzieje, ale mały Wojtuś i ja zepsuliśmy kilka scen. Na szczęście dobry humor Pauliny sprawił, że były wybuchy śmiechu zamiast krytyki. Nagle zabawa została przerwana, bo za płotem ukazał się ksiądz Wojtek i wszyscy rzuciliśmy się z życzeniami. Cześć, Astra