Od dzieciństwa zachwycał mnie ten obraz. Nawet nie umiałem powiedzieć, co mi się w nim tak podoba, ale się podobało. Niby niewiele się tu dzieje, właściwie nic, no bo Pan Jezus siedzi nieruchomo.
Postacie na obrazie zawsze są nieruchome, ale tu nawet widać, że Jezus nie rusza się od dłuższego czasu – a wokół martwota i pustka jak na księżycu. No, na księżycu to jeszcze niebo jest czarne, ale poza tym to w zasadzie podobnie. Na niebie też się właściwie nic nie dzieje, wyjąwszy pasmo chmur niedaleko horyzontu. Gdyby nie Jezus, ubrany w czerwoną tunikę i zielone okrycie, nie byłoby tam żadnej plamy barwnej. Ale dzięki temu artyście udało się doprowadzić do tego, że widz właściwie nie ma innego wyjścia, jak skoncentrować się na Jezusie. Bo właściwie nie ma nic innego do oglądania. W oryginale to jest dość spory obraz (180 cm na 210 cm), więc efekt jest znakomity. Całość wygląda nadzwyczaj prawdziwie – nawet prawdziwiej niż gdybyśmy oglądali zdjęcie. Spora w tym zasługa perfekcyjnie odmalowanego skalistego podłoża. Przed takim obrazem człowiek po krótkiej chwili, jeśli nie będą mu przeszkadzać inni zwiedzający, może mieć ochotę usiąść i pomilczeć z Jezusem. Bo najwyraźniej gadania tu nie będzie. To jest czas postu. Jezus – jak wiemy z Ewangelii – udał się na pustynię i pościł tam przez 40 dni. I był tam kuszony przez diabła. Czy kuszenie właśnie teraz trwa? Tego nie wiemy, ale skupienie Jezusa, przygarbiona sylwetka, niewidzące spojrzenie w nieokreślonym kierunku i mocno zaciśnięte dłonie wskazują, że trwa w Nim jakaś walka. Wygląda na wyczerpanego, widać, że pobyt na pustyni sporo Go kosztuje. Do mnie ten obraz przemawia bardziej niż malowidła, na których diabeł krąży wokół Jezusa pokazany jako jakaś postać ze skrzydłami nietoperza. Zresztą zazwyczaj diabeł nie pokazuje się jak widziadło z horrorów, bo wtedy każdy, zamiast ulec kuszeniu, uciekłby gdzie pieprz i wanilia. Diabeł najczęściej działa na wyobraźnię, mąci rozumowanie, – ale się nie pokazuje. Udaje nasze własne myśli. Jezus się na to nie nabrał. Po walce wyjdzie wzmocniony i zacznie publiczną działalność. Pustynia okaże się początkiem życia z rozmachem w mocy Ducha Świętego. Jeśli chodzi o autora, to jest nim Iwan Kramski (Kramskoj), Rosjanin. Gdy żył, Polska akurat była pod zaborami, a zdążył umrzeć jeszcze sporo czasu przed rewolucją, dzięki czemu ominęły go różne niemiłe rzeczy, które musieli znosić jego późniejsi rodacy z rąk komunistów. Ale i on sam nie stronił od zaangażowania, bo w czasie studiów stał na czele jednego ze studenckich strajków, a potem założył grupę tzw. pieriedwiżników. To była grupa artystów, którzy zbuntowali się przeciw zasadom akademizmu, czyli prądu w sztuce, który kazał malować tematy, rzekłbym, salonowe. Oni chcieli pójść w kraj i pokazać prawdziwe życie ludzi, żyjących po wsiach i miastach. A że byli to wybitnie zdolni ludzie, ich dzieła znalazły się wśród arcydzieł świata. „Chrystus na pustyni” szybko został doceniony i znalazł się wśród zbiorów Galerii Tretiakowskiej w Moskwie, które do dziś wzbudzają zachwyt. A ja z zachwytem sfałszowałem ten obraz. Fałszerstw jest osiem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.