Hau, Przyjaciele!
Wczoraj bardzo długo Paulina przygotowywała się do spotkania marianek. Notowała, szukała jakiś zdań w Biblii, cieszyła się. Ale potem drapała się w głowę, dzwoniła do Jadzi i narzekała, że one tak się męczą, a dziewczyny może tego nie docenią. W pewnym momencie była tak zmęczona, że się rozpłakała i wylała z siebie mnóstwo zdań żalu i zwątpienia. Wysłuchała tego Pani. Najdziwniejsze, że cały czas się uśmiechała. W końcu córka nie wytrzymała i aż krzyknęła, że to jest okropne. „Ja się zamartwiam, a ty się śmiejesz!”- zarzuciła mamie. Pani spokojnie stwierdziła, że to jest uśmiech pełen życzliwości. Akurat czyta mądrą książkę biskupa Rysia o dzieciach Królestwa. Płacz córki usłyszała, gdy wbijała sobie do głowy zdanie, że słowo „chwała” znaczy ciężar. A Bóg jest „chwalebny”, bo przeważa wszystkie nasze problemy. Nie można więc tak tragizować, tylko oddać wszystko Bogu i ufać, że On rozwiąże problemy. Paulina nie była zachwycona, ale powoli, powoli uśmiech z twarzy mamy przeszedł na córkę. Nagle obie zaczęły się śmiać. A ja z radości aż się rozszczekałam i usłyszałam, że we trzy wyjdziemy na króciutki spacer. No i dzisiaj okazało się, że spotkanie marianek wypadło fantastycznie. I nie było to wcale zasługą ani Pauliny, ani Jadzi. Nie do końca to dla mnie jasne, więc znikam w moim koszu, by to przemyśleć. Cześć. Astra