Hau, Przyjaciele!
Trwają rodzinne spotkania. Ledwo minęła spokojna sobota, a już dzisiaj od rana ruch, bo przyjadą goście na urodziny Pana. Mieszkanie aż huczało od śmiechu i wesołych okrzyków, gdy każdy kolejno składał Panu życzenia. Pierwsze „Sto lat” odśpiewano już o 7.00 rano. Do teraz rozbrzmiało jeszcze kilka razy. Wiele prezentów nawiązywało do nowej pasji i zobowiązania, że Pan będzie codziennie biegał. Podobno ja jestem za tę dyscyplinę sportu odpowiedzialna w rodzinie. Dlatego ciągnęłam wszystkich za nogawki, nakłaniałam do wyjścia z domu, ale nic z tego. Przyjeżdżali goście, narzekali na nadmiar jedzenia, odmawiali częstowania się. A tu nagle Kuba wyskoczył z propozycją, by zamiast narzekać, pozwolono mu zawieźć większość przysmaków do kilku rodzin, nad którymi jego grupa ministrancka objęła patronat. Goście wyglądali na zmieszanych, rodzice też. Kuba podniósł brwi i zapytał, czy on się może przesłyszał, że wszyscy są syci i dziękują za poczęstunek. Pierwszy dziadek pogratulował wnukowi pomysłu i powiedział, by zabrać jego talerz, że on wypije tylko filiżankę kawy. Babcia poszła w jego ślady. Pani nerwowo chodziła do kuchni, niepewna, czy syn nie przesadza, czy goście zaraz nie wyjdą. Ale gdy godzinę później Kuba opowiadał, jak bardzo wszystkich ucieszył tort urodzinowy, jak dzieci w jednej z rodzin aż skakały z radości na widok babeczek z kremem, a w innej rzuciły się na wędliny, rodzina rozsiadła się wygodnie i zaczął się koncert kolęd. Miałam wrażenie, że brzmiały one dzisiaj jeszcze radośniej niż zwykle. I ciągle siedzą, mają ciekawe pomysły i nikt nie wychodzi, a Pani nie biega do kuchni. Cześć Astra.