Do Polski przyleciały na zimę tysiące uhli, które u nas znajdują ulubione małże. To wyjątkowe zjawisko, bo uhlom grozi wyginięcie.
Uhle to duże kaczki morskie, które u nas zimą znajdują małże, których nie ma pod grubą warstwą śniegu w tundrze, gdzie zwykle zakładają gniazda.
Uhle nad Bałtykiem to wyjątkowe zjawisko, bo w jednym miejscu – jak mówią ornitolodzy – można zobaczyć 1 procent wszystkich tych ptaków żyjących na świecie.
Uhle wymierają. Jeszcze 20 lat temu było ich ok. miliona. Dziś jest ich 400 tysięcy. Dlatego ptaki te znajdują się na światowej czerwonej liście zagrożonych zwierząt. Specjaliści mówią, że jeśli nie powstrzyma się przyczyny ich ginięcia, za 20 lat ptaków może już nie być wcale.
Uhle pływają w stadach i widać je najczęściej, gdy wychylają się zza fal. Można je wypatrzeć przez lornetki albo lunety z plaż wokół Sobieszowa, Górek Wschodnich, albo Stogów.
Nazwa „uhla” pochodzi od węgla. Tak kiedyś, a dziś w Czechach i Słowacji nazywa się węgiel. Dawniej uhle nazywano też węglicami.
Od maja do września uhle żyją od północnej Skandynawii po Jenisej w strefie tundry i tajgi. Czasem można je spotkać w Szkocji czy na Islandii. Tam, na ziemi w zagłębieniach albo w norach zakładają gniazda. Do Polski przylatują na zimę. Rozpiętość ich skrzydeł sięga nawet jednego metra.
Można je spotkać od października do kwietnia nad brzegami Bałtyku, gdzie nurkują poszukiwaniu ulubionych małż.