Hau, Przyjaciele!
Już wiem, że trwają nabożeństwa różańcowe. Paulina biega codziennie do kościoła, ale, niestety, wczoraj wróciła jakaś zdenerwowana. Od razu gwizdnęła na mnie i wyszłyśmy do parku, chociaż było już zupełnie ciemno. Paulina szła tak szybko, że nie mogłam powąchać ani jednego krzaczka. Za to chwilę potem stanęła w blasku latarni i stukała SMSy. Moja cierpliwość do jej chimerycznego zachowania powoli się kończyła. Szarpnęłam gwałtownie, telefon wypadł jej z ręki, no i nagle się rozpłakała. Zrobiło mi się przykro, polizałam Paulinę serdecznie po mokrym policzku. Zaraz też nadbiegła Jadzia i wreszcie poznałam powód nerwów. „ Nie będę prowadziła Marianek. Zamiast się skupić na modlitwie, denerwuję się ich zachowaniem, rozwiązuję dziesiątki ich problemów. Wczoraj, gdy jedna oświadczyła, że jej słabo, zaraz trzy kolejne musiały wyjść od ołtarza. Kłócą się o wszystko, a najbardziej o to, która obok której stoi.”- żaliła się Paulina. „Myśmy były inne w ich wieku”- zapewniała ją przyjaciółka i po tych słowach nastała podejrzana cisza. Dziewczyny przysiadły na ławce. „Pamiętasz, jak uderzyłam świecą Iwoną?” „Zawsze robiłyśmy w konia małą Kasię, która chciała stać obok nas. A Asi wmawiałyśmy, że ty jesteś od niej wyższa” . „Byłyśmy wredne”- wyznała Jadzia i nagle obie zaczęły się śmiać. Nic z tego nie rozumiałam. Ważne, że wstały wreszcie z ławki, powoli okrążyły cały park, ja spotkałam sporo ciekawych psów , wywąchałam mnóstwo śladów i do domu przyprowadziłam roześmianą i spokojną Paulinę. Dlaczego ucieszyło ją stwierdzenie, że była kiedyś wredna, nie rozumiem. Cześć. Astra