Zawsze człowiek będzie miał jakieś tam problemy i przed tym się nie ucieknie. Problemy zresztą nie są do uciekania tylko do rozwiązywania, więc... do dzieła! Dziś czytałam artykuł na temat depresji, który troszkę mi pomógł wyrwać się z marazmu i silniej stanąć na nogach. Pomyślałam, że ja nie jestem osobą, która chciałaby się poddawać na dłuższą metę apatii i przygnębieniu, a chyba sobie na to niekiedy - nawet bezwiednie - pozwalam. Basta. OK - czasem można powiedzieć - "coś jest nie tak", "martwię się". Czasami nawet można to powiedzieć kilka razy. I jakoś z tym żyć! Bo to zdrowo. Studentka
zdrowo również dla naszego poczucia bycia wszechmocnym, bycia panem/panią każdej sytuacji. Pięknie, że życie uczy pokory, ale aby odrobić tę lekcję trzeba też zaufać, że będzie OK, że to, co mnie spotyka nie jest przypadkowe i może przynieść coś - uwaga! - dobrego! Na tę chwilę jestem entuzjastką. Nie wiem czy na szczycie świata, nie wiem na jak długo! W każdym razie mam nadzieję, że deprecha nigdy mnie nie dosięgnie, a... smuteczki? A smuteczki przeżyję! Nie ma co być zbyt pewnym siebie, dlatego dodam, że nie tak bardzo ufam sobie, ile... pragnę wierzyć, że Bóg czuwa. Czuwa i wie najlepiej (jak matka - Maryja z piosenki - "Mama kocha, Mama wie, czego każde dziecko chce, Mama kocha, Mama wie najlepiej").
Zadaj pytanie: