W tym roku Lusia i Wojtek nie pójdą 1 września do szkoły. Razem z rodzicami objeżdżają świat. Po drodze odwiedzają szkoły i swoich rówieśników.
U czymy się w autobusach, pociągach i podczas spacerów – napisała specjalnie dla „Małego Gościa” Lusia Łopacińska, najmłodsza z wędrującej po świecie rodziny. „To taka trochę inna nauka” – pisze dalej. „Dla mnie o wiele fajniejsza niż siedzenie w ławce. Nasze lekcje przyrody na przykład o wulkanach polegają na nocnej wspinaczce. Razem z rodzicami wspięłam się już na 7 wulkanów, z których najwyższy miał ponad 3 tysiące metrów n.p.m. Widziałam głębokie kratery i wiem, co to jest rzeka lawy, stożek wulkaniczny i las chmurowy. Inną lekcję mieliśmy na plaży w meksykańskim Tulum, gdzie w nocy obserwowaliśmy ogromne żółwice, które tu wychodzą na plażę i w piasku znoszą jaja. Największe ważą 350 kg i potrafią zostawić w gnieździe nawet 200 jaj. Tata uratował jednego żółwia, który zaklinował się w parasolach. Świetną lekcję miałam w morzu na rafie koralowej obok wy- spy Caye Calker. Widziałam tam płaszczkę, rekiny i bardzo rzadkie zwierzęta: manaty. To wielkie, prawie 3-metrowe krowy morskie. Swoją nazwę mają od diety, bo pasą się na podwodnych łąkach. Ale powiem wam, że już trochę tęsknię za normalną ławką w mojej klasie, a przede wszystkim za moimi koleżankami w szkole. Podczas naszej wyprawy chodzimy też po różnych szkołach i opowiadamy o Polsce, i o Toruniu – naszym mieście. Najbardziej podobała mi się wizyta w szkole w Gwatemali. Pewnego dnia dyrektorka szkoły w Gwatemali zaproponowała nam prezentację w jej szkole. Od razu się zgodziliśmy. Opowiedzieliśmy o zimie, rosole i bocianach. Pokazaliśmy dzieciom różne bajki z Bolkiem i Lolkiem, i Reksiem. Śmiały się, więc myślę, że chyba im się podobało. Podczas prezentacji pokazaliśmy mapę Polski. Dzieci w pewnym momencie wstały i też pokazały nam swoją flagę. Tutaj wszystkie dzieci mają czarne włosy i bardzo ciemną skórę. Wyglądałam przy nich, jakbym nasmarowała się mąką. Prawie wszystkie odwiedzone przez nas szkoły były bardzo biedne. Dzieci uczą się w niskich budynkach z blaszanym dachem, w których jest bardzo gorąco. Pojedyncze sale mają okna bez szyb. Gdy pada deszcz lub jest upał, to drewniane okiennice zabierają całe światło. Podłoga to często udeptana ziemia, a ławki to stare krzesełka z małymi stolikami. Wszystkie odrapane. W jednej sali w czasie prezentacji po klasie chodził pies. Aż tęskni mi się za moją nowoczesną szkołą muzyczną lub Salezjańską Szkołą mojego brata”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.