Hau, Przyjaciele!
Dotarliśmy dzisiaj z dzieciakami aż do lasu. Pomogła nam Jadzia, która wzięła oba psy będące pod jej opieką. Nasze opiekunki zostawiły zwierzakom całkowitą swobodę. Jako najstarsza, miałam mieć oko na szczeniaki, bo dziewczyny skupiły się na dzieciach. Tempo naszej wędrówki było tak wolne, że ślimaki wygrałyby z nami. Wojtek chciał wyskakiwać z wózka na widok każdego żuka, motyla, bąka. Dziewczynki postanowiły zbierać kamyki i zachwycały się każdym, chcąc je oczywiście zabrać do domu. Na szczęście w pewnej chwili trafiliśmy na ostatnie już jagody, więc Paulina, Jadzia i Marysia zrywały tak długo, aż wszyscy się najedli i nacieszyli. A potem był piknik nad potokiem, gdzie powstała arka Noego. Dziewczyny śmiały się, że jest ona za bardzo podobna do tratwy. Żołędzie odegrały rolę Noego i jego żony oraz synów, synowych i wnucząt. Gdy arka wodowała w potoku chciałam ją wyłowić, ale mi zakazano. Nie rozumiem takich zabaw, ale Jadzia przypomniała mi, że przecież my, psy, też się bawimy „na niby”. Szczeniaki udają, że się gryzą, nie lubią, że warczą ze złości. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się przy mrowisku. My, zwierzaki, odsunęliśmy się przezornie, ale dzieci pod opieką Pauliny i Jadzi śledziły większe mrówki i w dodatku nadawały im imiona. Mieszko i Dąbrówka. Te dwie mrówki zbliżały się do siebie od strony dwóch brzóz, a dziewczyny i dzieci aż piszczały z radości, żałowały, że nie wzięły lup. Jak można się zachwycać tak małymi, ruchliwymi i włażącymi na łapy zwierzakami? Czy nie lepsze są psy? To my wiernie i cierpliwie towarzyszymy im każdego dnia. Cześć. Astra