Pamiętacie jeszcze rodzinę z okładki ostatniego „Małego Gościa”? Ich podróż dookoła świata trwa w najlepsze. Właśnie opuszczają Meksyk.
Oto fragment jednego z wpisów na rodzinnym blogu:
Campeche, miasto Piratów z Karaibów. Krótki przystanek w drodze z Meridy do San Cristobaldo. Przyjechaliśmy zmęczeni późnym wieczorem z Chichen Itza i od razu na dworcu wygarnęliśmy pierwszego zonga. Nasz host nie potwierdził obiecanego wcześniej noclegu i o godzinie 21 zostaliśmy na lodzie.
“Pierwszy w tej wyprawie problem z noclegiem?”- pomyślałem. Po 36 dniach podróżowania bez hotelu nie chciałem jednak tak łatwo się poddać. Wyszliśmy z dworca autobusowego i postanowiliśmy podjechać kilka kilometrów do centrum i rozłożyć namioty na plaży.
Campeche to w końcu miasto piratów i noclegi na plaży to pewnie “normalka”. Niestety przed dworcem wyłapaliśmy drugiego zonga. Po dwugodzinnym oczekiwaniu na odpowiedź naszego hosta autobusy przestały kursować i zostały taksówki, które za 4 kilometrowy kurs żądały 10 dolarów, co tu jest rozbojem w jasny dzień (a raczej ciemną noc, bo zrobiła się prawie 23).
Położyliśmy zatem śpiącą Luśkę na plecakach i zaczęliśmy łapać stopa. Dosłownie po 4 minutach zatrzymał się wielki pick-up i zabrał nas na pakę. Okazało się, że to byli wracający z kontroli ulic, pracownicy wydziału opieki nad dziećmi, urzędu miasta. Nie zgodzili się na nocleg na plaży.
Carlos zabrał nas za to do swojego domu, zapewniając przy okazji nocne zwiedzanie miasta. Campeche jest przepiękne. Mała klimatyczna miejscowość, była często atakowana przez piratów i teraz jest pełna militarnych zabudować, fortów i fortyfikacji. Kolorowe kamieniczki tworzą niepowtarzalny klimat kolonialnego miasta. Trafiliśmy na super patelnię, bo temperatura przekroczyła 41 stopni. (…)
Więcej o przygodach rodziny z Torunia przeczytacie na ich blogu http://www.lopacinskichswiat.pl