Co podobało mi się dziś najbardziej? Byliśmy u pani Wandy Gawrońskiej, siostrzenicy błogosławionego Pier Giorgia, w rodzinnej willi Frassatich.
Czułam, jakby - żywy - obecny był między nami. Wpierw poranna modlitwa i… gra w piłkę. Drużyny w niej: z młodszymi i starszymi (nie zdecydowaliby się pewnie na to w swoich codziennych środowiskach). Był też widok z okna na góry i Msza odprawiana przez kilku młodych księży, piękny śpiew uczestniczącej w niej wspólnoty, wreszcie – sprezentowane naszym rodzinom medaliki z wizerunkiem Pier Giorgia. Z wiarą kładliśmy je na łóżku, na którym on umierał… Potem jeszcze: wizyta w sanktuarium Maryjnym w Oropie i modlitwa na cmentarzu w Pollone - Pier Giorgio pochowany tam w dniu pogrzebu, spoczywał tam aż do beatyfikacji. Błagaliśmy Boga psalmem o życie wieczne dla jego siostry, dla rodziców, krewnych, dla wszystkich naszych bliskich. Ten trzeci dzień był dla mnie ważny, bo przeżyty w miejscach świętych. To pozwala odczuć samego Boga. A gdzie Bóg jest, tam jest radość!
Krystyna Kluzek