Wyobrażacie sobie, smoki moje, że kiedyś nie było komputerów? I to nie tylko w plejstocenie, ale nawet jeszcze za życia waszych rodziców.
A to znaczy, że – wiem, to straszne – nie było też gier komputerowych. Jak więc sobie wtedy ludzie, zwłaszcza młodzi, radzili? Ano najczęściej po prostu musieli się ruszać, bo większość gier i zabaw odbywała się w plenerze i wiązała się z wysiłkiem fizycznym. Dzieci z braku komputera musiały biegać, skakać, padać – takie rzeczy. Konstruowały sobie też różne przedmioty, które zastępowały konsole – na przykład łuki z giętkich gałęzi, proce z rozgałęzionych fragmentów drewna, karabiny z patyków (dźwięk imitujący strzelanie wydobywało się z siebie samodzielnie) i zaczynała się zabawa w wojnę. Albo zapasy (jak na obrazie), albo jakaś inna zabawa. Na przykład robiło się z byle czego „huśtawki”. Choćby taką, jaką widać na obrazie: belka ułożona prostopadle do stosu innych belek – na jej końcach siadają dzieci, i już można się huśtać. Patent odwieczny. A to znaczy, że zabawy dzieci w epoce przedkomputerowej niewiele się różniły. Kolejne pokolenia dzieci wciąż bawiły się w to samo i tak samo. Bo ten obraz został namalowany ponad 200 lat temu. Jego autorem jest Francisco José de Goya y Lucientes – Hiszpan, jak łatwo się domyślić po nieco rozbudowanym nazwisku. Zresztą – kto by nie znał Goi? Aha, wy nie znacie. To nic, jemu to tam teraz chyba nie przeszkadza. Ale jednak warto go trochę poznać, bo też Goya zasłynął na cały świat swoim stylem – jego dzieła można łatwo rozpoznać, nawet z zamkniętymi oczami (pod warunkiem, że się wcześniej sprawdziło, gdzie są). Goya pędzlem posługiwał się swobodnie. Takie machnięcia farbą (ale ze świetnym wyczuciem koloru) – i gotowe. Jego dzieła często wyglądają, jakby były niedokończone. I za to też był krytykowany przez „fachowców”, którzy uważali, że obraz musi być dopracowany w najdrobniejszych szczegółach. Ale dla Goi ważniejsze było to, co się przeżywa przy obrazie, od jego technicznej doskonałości. Dotyczyło to nawet obrazu o takiej „lajtowej” tematyce jak ten. No bo niby się dzieci beztrosko bawią, a jednak jest w tej scenie jakieś napięcie, niepokój jakiś. Nawet trudno powiedzieć, z czego on wynika – czy z kolorystyki, czy z gestów i mimiki dzieci, czy też może z niewyraźnego tła, w którym nie wiadomo, co się czai. Ale na tym właśnie polega mistrzostwo tego malarza, że człowiek na jego dzieła nie tylko patrzy, ale też przy nich myśli i przeżywa. Obraz, który tu widzicie, jest jednym z kilku o takiej samej tematyce. I wszystkie mają podobny klimat: dzieci się bawią – tak jak bawiły się zawsze. Dzięki temu zdobywały krzepę i odporność, bez konieczności uprawiania joggingu czy wyciskania potu na siłowni. Teraz trochę to inaczej wygląda. Ale myślę, że w końcu nawet gry komputerowe się „przejedzą” i dzieci wrócą do natury. No chyba że ktoś wymyśli „Powrót do natury”. Taką grę komputerową. Ale bądźmy dobrej myśli. Polecam wam zajęcie nie takie znowu ruchowe, ale jednak naturalne – czyli szukanie fałszerstw, których jest 9.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.