Chodzę na oazę. Gdy chcę opowiedzieć koleżankom o spotkaniu Pana Jezusa, kompletnie mnie nie rozumieją. Nie wiedzą o czym (a raczej o Kim) opowiadam. Czuje się z tym czasem bardzo samotna Małgosia
Małgosiu! Doskonale wiem, co czujesz. Kto nie doświadczył spotkania Jezusa, nie wie, o czym opowiadasz i będzie Cię miał za nawiedzoną. Nie martw się. Nawet apostołowie początkowo nie uwierzyli w opowieści kobiet, które przybiegły do nich spod pustego grobu i z płonącymi oczyma opowiadały o zmartwychwstaniu. Wzięli te opowieści za „babskie gadanie”. – Bardzo przekonała mnie opowieść znajomego chłopaka – opowiadał mi ks. Przemysław Kawecki, salezjanin, pracujący od lat z młodzieżą. „Chodziłem na religię tylko po to, by robić sobie jaja z katechety – opowiadał chłopak. Szydziłem, zakładałem koszulki z odwróconymi krzyżami. Podobnie zachowywała się cała klasa. Poza piątką dziewczyn, które siedziały w pierwszych ławkach”. Latem chłopak pojechał na rekolekcje ewangelizacyjne. Po raz pierwszy w życiu przeżył spotkanie z żywym Bogiem. Doświadczył nawrócenia, czyli… zmienił myślenie. We wrześniu wrócił do szkoły. Katecheta był ten sam, nie zmienił się . To on się zmienił i… dołączył do tych pięciu dziewczyn w pierwszych ławkach. Był szóstą osobą, która słuchała katechety. Ten chłopak mówił mi: „Kurczę, ale ten facet ciekawie mówi, wymyśla świetne tematy”. Tylko jednego nie mógł zrozumieć; dlaczego dwadzieścia parę pozostałych osób wciąż ziewa i szydzi. Nie trzeba przejmować się tak bardzo reakcją innych. Dominikanin o. Joachim Badeni przeżył kiedyś mocno działanie Ducha Świętego: „Nagle – wspominał – spada na mnie ogromny pokój wewnętrzny. Tak, jakbym siedział nad morzem o zachodzie słońca i słuchał łagodnych fal. Myślę, co się dzieje? Rozglądam się zdumiony, ale mi mówią: »Niech się ojciec nie rozgląda, bo to nas rozprasza«. Nie, to nie. Siedzę dalej zanurzony w tym pokoju i zdziwiony i czuję, że z mego serca tryska silny strumień. Myślę: pójdę do psychiatry. Ale gdzie go znaleźć? A może do przeora? Nie, bo się chłop przestraszy… Nagle dostrzegam coś jakby napisy. Takie jak w filmach u dołu ekranu. Widzę wyraźnie: »Kto we mnie wierzy, z jego wnętrza popłyną strumienie wody żywej«. To mnie całkowicie uspokoiło. Stało się to 30 lat temu, a pamiętam jakby to było wczoraj! Kto tego nie doświadczył, nic nie zrozumie. Nic a nic!”. Gdy o. Joachim opowiadał o tym współbraciom, często dyskretnie się uśmiechali. I co z tego? Wracam teraz do tych słów i robią na mnie ogromne wrażenie! Nie bój się reakcji znajomych. Opowiadaj! Słowo Boże jest jak pszczoła. Lata tak długo, aż pojawi się owoc! Skąd wiesz, że twoje słowa nie pozostają głęboko w sercach koleżanek? Może w chwili kryzysu przypomną sobie Twoje opowieści i będą wiedziały Kogo zawołać?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.