Pobudka przed wschodem słońca. I potem 200 km kręcenia. Gdzie? W nieznane. Jak? Pod górkę i w deszczu. Po co? W intencji pokoju na świecie.
Gdy o 5.39 wschodziło słońce, w parafii Najświętszej Maryi Panny Królowej w Kokotku, dzielnicy Lublińca, zaczynała się Msza święta. Przed kościołem czterdzieści trzy rowery z ekwipunkiem. W kościele ojciec Tomasz Maniura, ze Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów, dodawał otuchy rozespanym rowerzystom. – W słabości jest moc! – uśmiechał się. – Ruszamy w stronę Czech. Pierwszy postój po… 65 kilometrach – przypomniał zakonnik. Co dalej? Tego nikt nie wie. Bo to wyprawa w nieznane. Albo, jak mówią niektórzy, „wyprawa na wiarę”.
22 kwietnia. W nieznane
Na czele peletonu z gwizdkiem jedzie ojciec Tomasz, duszpasterz Niniwy, czyli młodzieży oblackiej. To on, siedem lat temu, wymyślił pierwszą „wyprawę na wiarę”. Wtedy jechali do Wilna. Od tamtej pory Niniwa Team w każde wakacje kręci na rowerach tysiące kilometrów. 22 kwietnia znowu wyruszyli na trasę. To była rozgrzewka przed sierpniowym wyjazdem. Cztery dni, sporo gór, dziennie blisko 200 kilometrów w drodze. – Nie mieliśmy zaplanowanych noclegów – opowiada Maks. – Nie znaliśmy trasy na kolejny dzień. Ojciec Tomek mówił: „Jedziemy… tam!” i ruszaliśmy w drogę – śmieje się. – Byle po górach – dodaje Jola. Maks Fiec był już z Niniwą w Maroku. Jola Wręczycka w Maroku, Norwegii i na Syberii. Najbliższa, ósma wyprawa potrwa sześć tygodni. Uczestnicy pokonają w tym czasie 7 tys. kilometrów. I do końca nie będą wiedzieli, gdzie jadą. – O tym, gdzie jedziemy następnego dnia, zdecydują internauci – zapowiada ojciec Tomasz. – Nie skupiamy się na celu. Ważne, że jedziemy razem i że prowadzi nas Bóg. To uczy życia, które też jest nieprzewidywalne.
Cały artykuł w czerwcowym „Małym Gościu”
Poza tym w nowym numerze: