Wieczorkiem poszłam jeszcze na mszę, po niej była adoracja przed Niedzielą Miłosierdzia. Całonocna adoracja. Ja zostałam tylko na jej początku, powiedzieli, że zostanie na to czuwanie wniesiony krzyż Światowych Dni Młodzieży, ale nie wnieśli go przed moim wyjściem… zastałam go na schodach świątynii, gdy wychodziłam. I to było bardzo miłe, bardzo, bo… tak sobie przy nim uklęknęłam i się pomodliłam… Czułam się może troszkę niezręcznie, bo obok mnie była młodzież pilnująca krzyża, ale… Pomodliłam się i w tej modlitwie było mi tak dobrze. Oddałam się Bogu. Całą siebie, by już tak bardzo się nie bać tego wszystkiego, przyszłości, siebie… bym może troszkę się polubiła. Fajnie było znaleźć się tak blisko Krzyża. Po drodze krzyżowej ulicami miasta ledwo musnęłam drewno, a teraz… ten krzyż był dla mnie, czekał na mnie. Szkoda, że nie zostałam na tej adoracji dłużej, ale może właśnie o to chodziło, o moje spotkanie z symbolem męki pańskiej, a jednocześnie z symbolem naszej łączności z Bogiem.
Bardzo dziękuję za to świadectwo, liczę na kolejne, bo krzyż dopiero przybył do Polski. Tak krótko i już działa....
Zadaj pytanie: