J 20,19-31 Słowa Ewangelii według świętego Jana Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: „Widzieliśmy Pana!”. Ale on rzekł do nich: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę”.
Gdy wybierano mi imię, tata i siostra chcieli mnie nazwać Wojciech, ale mama uparła się przy Tomaszu. I tak zostało. To była dobra decyzja – faktycznie, jestem tak samo niewierny jak apostoł. Ciężko mnie przekonać do czegokolwiek. Tak samo jeśli chodzi o Boga. Wiem, że istnieje, ale nie byłem przekonany, że On jest żywy. Pewnego razu koleżanka zaprosiła mnie na wyjazd do Częstochowy, na Mszę z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie. Słyszałem, że dzieją się tam różne cuda, więc miałem nadzieję, że rozwieję wątpliwości co do istnienia Boga. W Częstochowie czekałem tylko na cud, który by mnie w końcu przekonał. Wokół mnie ludzie zasypiali w Duchu Świętym, otrzymywali dary poznania i mówili, kto jaką łaskę i jakie uzdrowienia otrzymał. To mnie nie przekonywało – na wszystko miałem odpowiedź. Stałem w tym tłumie i prosiłem o łaskę wiary. Gdy otworzyłem oczy, spojrzałem na otaczających mnie ludzi i zobaczyłem na ich twarzach taką radość i spokój, że wzruszyłem się. Chwilę później do mikrofonu podszedł chłopak, typowy dresiarz, i zamiast mówić o cudownym uzdrowieniu czy innym paranormalnym wydarzeniu, powiedział, że przyszedł tu przeprosić tych, których w swoim życiu skrzywdził. To wystarczyło, by zaradzić mojemu niedowiarstwu. Od tej pory nie szukam Boga gdzieś daleko, nie oczekuję fajerwerków, bo wiem, że On jest blisko, przy mnie. Bo jak mówi Ewangelia, Bóg chce do nas przyjść „mimo drzwi zamkniętych”. My tylko mamy otworzyć.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.