Hau, Przyjaciele
U nas zamieszanie, kompletne zaburzenie rytmu dnia. A wszystko dlatego, że Pani zachorowała, miała jakiś mocny atak, ale nie wiem, co ją bolało. Wiem tylko, że chyba bardzo bolało, gdyż najpierw w nocy zaczęła chodzić skulona po mieszkaniu, jęczała, wstawała, siadała, kładła się. I nikt jej nie pomógł, tylko ja. Dopiero gdy osunęła się na dywanik w łazience, pobiegłam po Pana, szarpałam go tak za rękę, aż się obudził. Szarpałam dalej, ale Pani już się podniosła, szła powolutku przez przedpokój. Było pogotowie, nocna bieganina, ale Pani wróciła na szczęście do domu. Sądziłam, że zostanie pod moją opieką, czyli najlepszą. Ale zaraz po 8.00 wpadła do nas babcia. Chciała mnie wypchać do ogrodu, ale nic z tego. Warowałam przy Pani, ułożyłam się tuż przy tapczanie. Widziałam, że Pani czuje się lepiej, a zresztą, musiała się tak czuć, bo inaczej Babcię by wywieźli do szpitala. Wyglądała na bardziej chorą od Pani. Ugotowała obiad, wpychała w córkę herbaty, owoce, rosołek i nie wiem, co jeszcze. Nie chciała wracać do domu, ale rodzinka wspólnymi siłami jakoś ją przekonała. Czyli na nocnym dyżurze pozostaję sama, bo Pan i dzieci życzyły mamie i sobie spokojnej nocy. Niech śpią, ja czuwam. Cześć, Astra