Hau, Przyjaciele!
Nic nie rozumiem. To znaczy, nie rozumiem sprawy różańca. Bo zawsze myślałam, że to starzy ludzie przesuwają koraliki i szepczą modlitwy. Przecież widziałam wiele razy, jak Pani Maria tak właśnie robiła w naszej altanie. Tymczasem wczoraj wepchałam się na zebranie ministrantów, bo widziałam, że Kuba szedł taki podekscytowany, z różnymi makietami, planami. O rety, co się działo. Chłopcy z szeroko otwartymi oczami wpatrywali się w plany bitwy pod Lepanto, gdzie 7 października 1571 roku flota turecka została rozgromiona przez chrześcijan. Łukasz opowiadał bardzo obrazowo, że aż warczałam z przejęcia. Kuba zmieniał plansze, wykresy, plany. Potem były mapy. Wreszcie najmłodsi chłopcy chcieli odegrać fragmenty bitwy, która uratowała Europę przed najeźdźcami. Ale wtedy ksiądz Wojtek powiedział, że sułtan nie bał się europejskiej floty. Miał lepszą. On obawiał się tylko starego papieża, św. Piusa V, bo słusznie podejrzewał, że jego ufna modlitwa będzie miała wielką moc. W ministranckiej salce zapanowała cisza. I nagle ktoś powiedział, że zanim zacznie się zabawa, to chyba lepiej najpierw ratować świat tak, jak św. Pius V. A potem można odegrać bitwę. No to się skupiłam, bo modlić się nie umiem, a potem rozszczekałam się jak szalona, chociaż chłopcy twierdzili, że na statkach z pewnością nie było żadnego psa. A mają na to dowód? Cześć. Astra