Hau, Przyjaciele!
Macie swoich ulubionych świętych? Ja mam dwóch. To św. Franciszek i św. Roch. Wepchałam się dzisiaj na zebranie marianek. Coś tam Paulina marudziła, ale większość dziewczynek uznała, że mogę wśród nich być. Ksiądz Wojtek ode mnie zaczął zebranie. Opowiadał, że zwierzęta są posłuszne Bożym prawom, że tylko ludzie wciąż się Panu Bogu gubią, schodzą na niebezpieczne ścieżki. Oj, ale była ostra dyskusja. Koleżanki Pauliny zarzuciły mi obżarstwo. Do tego wrodzona niechęć do kotów, egoizm i tyle tego nagadały, że chciało mi się wyć. Ale wtedy wzięła mnie w obronę najstarsza z dziewczyn, animatorka. Tłumaczyła, że ja walczę o przetrwanie, że nie rozumiem, iż jedzenie otrzymam każdego dnia i dlatego wciąż się martwię o nie. Potem rozmowa zeszła na obu świętych. Ten Roch to miał wspaniałego psa, który go wylizał z choroby. Dlatego po swojej śmierci Roch zabrał go ze sobą do nieba. No, a skoro on się dostał, to i inne zwierzaki się mogły się w niebie rozgościć. Natomiast dobry św. Franciszek na psa mówił, że to jego brat. Co prawda na kota też tak mówił. Ciekawe, czy pchły nazywał siostrami. Ale jeśli ksiądz Wojtek zapewniał, że to był niezwykle dobry człowiek, to pewnie i takie zdanie mu się wymknęło. Wyobrażacie to sobie? Pchły naszymi siostrami? Co prawda dawno żadna w mojej sierści nie gościła, ale co zrobię, jeśli się pojawi? Cześć. Astra