Hau, Przyjaciele!
Jestem miłośniczką takiego września- ciepłego, łagodnego, gdy wszyscy dokoła są uśmiechnięci i chłoną każdy promyk słońca. Wczoraj wszyscy jeszcze spali, gdy od wschodniej strony zajrzało słońce. I bez zbędnego marudzenia rodzina zaczynała sobotnie rytuały, zerkając w stronę okna, planując dzień, a przede wszystkim wyjścia, wyjazdy. Niestety, Kuba umówił się na daleką wyprawę rowerową, więc mowy nie było, bym mogła biec za rowerem. Paulina wysprzątała swoje przydziały i rozsiadły się z Jadzią oraz Kasią w ogrodowej altance. Ja oczywiście z nimi. Przygotowują do szkoły jakieś czytanie tekstów Fredry. Nie wiem, kto to jest, ale przez 2 godziny nasłuchałam się dialogów i monologów. Stopniowo dorośli dołączali do dziewczyn, a każdy miał swoje wspomnienia i swoje zdania. Nawet pani Maria próbowała ciekawie przeczytać rozmowę Klary z Papkinem. Ale wszyscy najbardziej się śmiali, gdy Paulina jako Cześnik dyktowała list Kasi czyli Dyndalskiemu. Niestety, komizm słowny jest dla mnie niepojęty. Ale godzę się z tym, o ile próby odbywają się w ogrodzie i połączone są z dobrym jedzeniem. A tego, niestety, wczoraj nie było. Dziewczyny pościły w intencji pokoju w Syrii. No i niechcący ja też, bo nikt mi nie podsunął wczoraj nawet paluszka. Może jutro będzie lepiej?
Cześć, Astra