Wieczorem czyta Biblię. Rano wybiega na murawę, jak pogromca byków na arenę. Mówią o nim „Matador”.
P ochodzi z Urugwaju. Jak mówi, w jego kraju piłkę się je, piłkę się pije, piłką się oddycha… Gdy w Polsce futbol znaczy bardzo wiele, to w Urugwaju dla wielu chłopaków futbol jest wszystkim. Widząc, ile serca Edinson wkłada w grę, kibice już po kilku meczach w Neapolu zaczęli śpiewać o nim piosenki. A w kawiarenkach można było zamawiać ciasteczka i pizzę „Edi Cavani”. Pogromca byków Siódemkę na klubowej koszulce Edi zamienił na dziewiątkę i od niedawna gra w Paryżu, u boku „Ibrakadabry”, czyli Zlatana Ibrahimowicia. Szwedzko-urugwajski atak może być najlepszy na świecie. W minionym sezonie Zlatan był przecież królem strzelców francuskiej ligi. A we Włoszech królował Edi. Strzelił 29 goli w 34 ligowych meczach. I to jakich goli! Palce lizać! Strzela głową nawet z daleka lub z wysokości… stóp obrońcy. Rzuty wolne i karne to też jego specjalność. Noga Ediego jest jak rakieta. Piłkarz jest wyjątkowo silny i wyjątkowo szybki, co nie zawsze idzie w parze. I co ważne, nie ma dla niego straconych piłek. Aby celnie podać lub minąć przeciwnika z taką łatwością, jak mija się chorągiewkę, tysiące razy powtarza te same zagrywki na treningach. Można powiedzieć, aż do bólu albo aż do znudzenia. Tyle że Edinson Cavani piłką nigdy się nie nudzi. Po golu cieszy się jak dziecko po strzeleniu swojej pierwszej bramki. Na początku kariery nazywano go „Chłopcem”, potem „Matadorem”. W Hiszpanii matador to zawodnik korridy, który pokonuje byka. Cavani pokonuje obrońców, bramkarzy, dobija całą drużynę. Nieraz sam – na przykład efektownym rajdem czy niemożliwym strzałem – zmieniał losy meczu. Ma miłą twarz i ciepłe spojrzenie, ale na boisku budzi prawdziwy respekt. Idol z Argentyny Urodził się w Salto, w zachodnim Urugwaju, przy granicy z Argentyną. W domu Ediego sporo mówiło się o futbolu. Tata był trenerem piłkarskim i... niezłym wędkarzem. Zabierał syna ze sobą na męskie wyprawy. Wędkowanie to dziś dla Edinsona jedno z ulubionych zajęć w wolnym czasie. Dla 12-letniego chłopca z Sa- lto największym idolem był argentyński napastnik Gabriel Batistuta. Dziś „Matador” wciąż jest pod wrażeniem dawnego „Batigola”. Naśladuje styl jego gry, ma nawet podobną fryzurę. Gdy 30-letniego Batistutę wybierano jako najlepszego zagranicznego zawodnika włoskiej ligi, 12-letni Cavani wyjeżdżał do stolicy swojego kraju, aby nareszcie grać w dużym klubie – FC Danubio. Siedem lat później występował tam już w dorosłej drużynie i w piętnastu meczach trafił siedem razy do siatki. Potem trafiał coraz częściej w kolejnych klubach: US Palermo i SSC Napoli. W tym ostatnim w 138 meczach zdobył aż 104 gole. Choć dziś zarabia sporo, w rozmowie z włoskim dziennikarzem „Gazeta Sporturilor” przyznał, że nie gra w piłkę dla pieniędzy. – Chcę być dobrze pamiętany – powiedział. Ręce do góry Z kolei dziennikarz hiszpańskiej gazety „El Pais” zapytał kiedyś Urugwajczyka, czy jest sportowcem Chrystusa. Ten zaprzeczył i szybko dodał: „Jestem sportowcem dla Chrystusa. Gram, żeby oddać Jemu chwałę. Dziękuję Mu, że potrafię grać w piłkę”. Edi często pokazuje, jak ważny jest dla niego Pan Bóg. Po strzelonej bramce wskazuje palcem w niebo. Przyznaje, że codziennie czyta Pismo Święte, które stoi na jego nocnej szafce, obok lampki. A na jego stronie internetowej widnieje wyznanie: „Gdy po raz pierwszy wyszedłem na murawę, pomyślałem: dzięki Ci, Boże, za to, że pozwoliłeś mi przeżyć tę chwilę”. Ten sezon może być rokiem Urugwajczyka. „Matador” ma wszystko – dobry klub, by zawojować Europę, i świetną drużynę narodową, by latem 2014 roku zachwycić cały świat podczas mundialu w Brazylii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.