Jest dobra wiadomość dla tych, którzy nie zostaną drugim Robertem Lewandowskim, drugim Neumarem czy Messim.
Niedawno papież Franciszek próbował otworzyć oczy piłkarzom Włoch i Argentyny na to, czym naprawdę jest sport. Podczas audiencji powiedział dwie znakomite rzeczy. „Ludzie na was patrzą” – choć brzmi banalnie, to z tych słów wynika bardzo wiele. To na przykład, że piłkarze, a w zasadzie wszyscy znani sportowcy, powinni być wzorem do naśladowania. „Wykorzystujcie to do zasiewania dobra” – zachęcał Franciszek.
„Te trzy rzeczy, piękno, bezinteresowność i koleżeństwo, streszcza może termin sportowy, którego nigdy nie można zaniechać: «amatorski»” – mówił dalej Ojciec Święty. Co to znaczy? Jak tłumaczy Franciszek, każdy sportowiec jest powołany do „amatorstwa”. To nie znaczy, że piłkarze powinni grać za darmo, a jeszcze lepiej trenować po pracy. Bo sport zawodowy przyczynia się do wzrostu umiejętności. Mówiąc słowo „amatorski”, papież miał na myśli właśnie koleżeństwo, dobroć, rywalizację w przyjaźni nawet z rywalem. Każdy, kto na co dzień zdziera korki na torkacie, orliku czy na podwórku przed domem, wie, czym pachną mądre słowa Franciszka. Bo wzorem do naśladowania można być też grając pięciu na pięciu, na boisku z wytartą trawą. Naprawdę nie trzeba grać w Bayernie ani w Barcelonie, żeby być dobrym piłkarzem. Zależy, jak rozumieć słowo „dobry”.