Hau, Przyjaciele!
Oj, co to się wyprawia. Mieliśmy dom pełniutki gości! Nocowali u nas pielgrzymi idący z Rybnika na Jasną Górę. Wiadomo, że mieszkamy najbliżej plebanii, więc u nas wygodnie, blisko do kościoła. A podobno w tym roku padł rekord i przyszło bardzo, bardzo wiele osób. Plebania pełniutka, u nas podobnie. Pani bardzo mnie chwaliła, że przez dwa dni nawet nie szczeknęłam. No też coś! Przecież jestem Bożym stworzeniem i dobrze wiem, kiedy zamilknąć. Z głośnym śpiewem pielgrzymi nadchodzili od strony ul. Rybnickiej. A ja- nic. Podbiegłam do płotu, merdałam ogonem, czułam, że mogę obserwować coś bardzo ważnego. Potem ludzie odbierali bagaże, rozchodzili się do różnych domów, było tłoczno, furtka cały czas otwarta- a ja nic. Kuba przyprowadził do naszego domu chyba z 12 osób, rozlokowali się po mieszkaniach i na strychu, a ja milczałam jak zaklęta. Nie odezwałam się nawet, gdy grupa młodzieży rozbiła w ogrodzie 3 namioty. Raczej mi się to podobało. Tylko szkoda, że dziewczyny skorzystały z zaproszenia i nie robiły same kolacji. Hm, chętnie bym im pomogła, zjadła resztki. Potem nastała krótka i pełna czuwania noc. Czułam się odpowiedzialna za wszystkich, obiegałam dom, ogród, namioty. Już o świcie zaczął się ruch, pakowanie, pielgrzymi schodzili się do kościoła. Potem pakowanie bagażu, pożegnania, śpiewy. I dopiero przed południem rozszczekałam się z całych sił, bo wyczułam obcego kota. No, ulżyło mi. Następna pielgrzymka za rok. Cześć, Astra