O ludziach utalentowanych mówi się czasem, że mają „to coś”. Podobno niektórzy piłkarze „to coś” mają w genach.
Kiedyś grą zachwycał tata, teraz zachwyca syn. Kilka przykładów z naszego podwórka. To znaczy... z naszej reprezentacji. Bramki Arsenalu Londyn i polskiej kadry broni Wojciech Szczęsny, syn Macieja. Maciej Szczęsny ostatni raz biało-czerwonych barw bronił w meczu z Niemcami w 1996 roku. Wcześniej grał z Romanem Koseckim, tatą Jakuba. Dziś Kuba Kosecki to kolega z drużyny Wojtka Szczęsnego. Podobnych przykładów rodzinnych duetów jest więcej. Rekordzistami pod względem strzelonych goli są Smolarkowie: Waldemar i Euzebiusz. Razem zdobyli dla Polski 33 bramki. Światowe boiska też oczywiście mają swoje duety: Falcao, Busquets, Forlan, Reina (bardziej znani są synowie). Schmeichel, Van der Sar (znani ojcowie). Najpiękniejsza historia ojcowsko-synowska rozpoczęła się jednak na mistrzostwach świata w 1994 roku w USA. W ćwierćfinale Brazylia spotkała się z Holandią. Bebeto strzelił na 2:0 i stało się coś bardzo dziwnego. Zrobił gest, jakby kołysał w rękach dziecko. Tak powstał słynny dziś gest piłkarskiej „kołyski”. Bebeto cieszył się, bo dwa dni wcześniej urodził się Matheus, jego syn. Strzelając Holandii gola, pomyślał pewnie: „Może mój maleńki syn też kiedyś będzie strzelał na mundialu?”. Na razie Matheus gra w młodzieżowej reprezentacji Brazylii. A mistrzostwa już za rok. W Brazylii. I wszystko jest możliwe.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.