Rwący strumień życia zaczął gwałtownie przyśpieszać. Do matury zostało już niewiele czasu. Zewsząd bombardują mnie opowieści o tragicznym stanie naszej wiedzy. Piszę raport z oblężonej twierdzy ładu i spokoju.Odpadłam z olimpiady polonistycznej na drugiej części etapu okręgowego, romantyczna historia z chłopakiem nie rozwinęła się wcale a wcale. To znaczy-przez miesiąc nasze rozmowy na czacie zatykały internet w całej okolicy, a potem on zamilkł (może i nie ma czasu, ale gdyby mu zależało-ogarnąłby się już). Ani jedną, ani drugą porażką nie przejmuję się wcale a wcale.W obliczu nadchodzących matur zachowuję spokój. Wiem, że polski, matematyka i angielski pójdą mi co najmniej przyzwoicie, na polonistykę dostanę się na pewno, chociaż z MISHem mi się raczej nie uda.
Trudno, takie jest życie, cały przyszły rokbędę się uczyć intensywnie, żeby móc wziąć drugi kierunek-psychologię. Wiem, co umiem, wiem, czego nie umiem, do ostatniej chwili zamierzam podkręcać moją wiedzę i umiejętności-ale bez paniki. Nie boję się też zmiany. Tak, pewien etap się kończy, coś mija. Dziś napisałam ostatnią w życiu klasówkę
z historii (obawiam się, że trochę ją zawaliłam). Za jakiś czas będę miała ostatnią w życiu lekcję fizyki, ostatni polski ze znienawidzonym nauczycielem, ostatni raz wyciągnę książki z mojej szkolnej szafki... Życie płynie i już. Wydaje mi się, że intelektualnie podołam studiom, dam radę znaleźć sobie nowe, wartościowe środowisko (zamierzam wkręcić się w SKPB), z ludźmi, na których mi zależy, uda mi się utrzymać kontakt. I czy to, czy jestem uczennicą liceum czy studentką zmienia mnie? Nie sądzę. Planuje dalej być wielbicielką książek, szczurów, mieczy i robótek ręcznych, ciekawą świata i ludzi. Boję się co najwyżej, że zachłysnę się radością. Jakoś ekscytujący dla mnie
jest fakt, że to ostatni miesiąc i potem będę wolnym człowiekiem! A miłość... Cóż, miłość nie przyjdzie sama, ale zakochanie i owszem. Istnieją na świecie wartościowi faceci, wierzę, że wartościowa dziewczyna może ich spotkać. Żyję intensywnie-nauka, pasje, praca (udzielanie korepetycji z hiszpańskiego, coś wspaniałego), wolontariat, oczywiście przyjaźnie i koleżeńskie relacje (między innymi bardzo bliska z moim byłym chłopakiem. Ludzie z zewnątrz ciągle doszukują się w tej znajomości zauroczenia, ale nie
jest to prawda-znamy się i rozumiemy dobrze, widzę, że on jest zbyt niedojrzały na związek ze mną, ale jest znakomitym rozmówcą i towarzyszem, przyjacielsko
można na niego liczyć). Chyba udało mi się zbudować poczucie własnej wartości na samej sobie, nie na tym, co widzą inni. Nie mam czasu i energii na martwienie się brakiem ,,wielkiej miłości". Wielka miłość na pewno na mnie czeka, nie wiem, w jakiej postaci, ale Ktoś dużo mądrzejszy wie.
Zadaj pytanie: