nasze media Mały Gość 12/2024
dodane 28.02.2013 20:11

Moja droga do misji

W drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia roku 2004 w Azji południowo – wschodniej rozegrała się tragedia, która poruszyła mnie dogłębnie. Tysiące ludzi straciło życie pod ogromnymi masami wody, a ja patrzyłem na telewizyjne obrazy zniszczeń i myślałem, jakby pomóc. Podzieliłem się tym z s. Anną, służebniczką która wówczas prowadziła w mojej parafii ognisko misyjne dzieci. Zapragnąłem chodzić na spotkania, by bliżej się przyjrzeć, jak wygląda animacja misyjna najmłodszych. We wrześniu 2005 r. s. Anna zaproponowała mi udział w kursie animatora misyjnego, który za kilka tygodni miał się rozpocząć w Wydziale Misyjnym krakowskiej kurii. Wahałem się, ale ostatecznie poszedłem...

W drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia roku 2004 w Azji południowo – wschodniej rozegrała się tragedia, która poruszyła mnie dogłębnie. Tysiące ludzi straciło życie pod ogromnymi masami wody a ja patrzyłem na telewizyjne obrazy zniszczeń i myślałem, jakby pomóc. Podzieliłem się tym z s. Anną, służebniczką która wówczas prowadziła w mojej parafii ognisko misyjne dzieci. Zapragnąłem chodzić na spotkania, by bliżej się przyjrzeć, jak wygląda animacja misyjna najmłodszych. We wrześniu 2005 r. s. Anna zaproponowała mi udział w kursie animatora misyjnego, który za kilka tygodni miał się rozpocząć w Wydziale Misyjnym krakowskiej kurii. Wahałem się, ale ostatecznie poszedłem. Przez 2 lata raz w miesiącu jeździłem na zajęcia prowadzone przez s. Kazimierę Serafin, klaweriankę. Siostra Kazimiera była moją pierwszą nauczycielką pokazującą mi, jak wygląda życie misyjne na zewnątrz i od wewnątrz. Razem ze mną uczęszczał na kurs mój kolega Grzegorz, animator muzyczny oazy. W czasie okresu nauki starałem się idee misyjne zaszczepiać w parafii. Pisałem krótkie artykuły misyjne do parafialnego miesięcznika „Ave!”, zaszczepiłem ideę adopcji na odległość we wspólnocie Odnowy w Duchu Świętym „Betania” oraz w oazie, gdzie razem z Grześkiem poprowadziliśmy kilka spotkań misyjnych. W tym samym czasie zetknąłem się z postacią Ewy Małgorzaty Cop (1974 – 1988). Osoba tej nastolatki zmarłej nagle na sepsę w wieku 13 lat zawładnęła mym sercem, stała się wzorem do naśladowania, a zwłaszcza jej entuzjazm misyjny oraz powołanie, którego nie zdołała zrealizować. Ewę uczyniłem patronką mojego życia i mojej misyjnej działalności. Wciąż staram się popularyzować jej osobę licząc, iż kiedyś zostanie uznana za kandydatkę na ołtarze.

W roku 2007 w maju zdałem egzamin i otrzymałem dyplom animatora misyjnego. Mój kolega Grzegorz po jakimś czasie ożenił się i razem z żoną wyjechał na ponad rok do Peru, jako wolontariusz salezjańskiego wolontariatu „Młodzi Światu”. Ja zostałem. Może sobie ktoś zadać pytanie, dlaczego nie wyjechałem na misje? Pan Bóg jednak widział dla mnie inną rolę. Od lat zmagam się z cierpieniem, nie jestem osobą pełnosprawną. Nie widać tego po mnie, więc sytuacja ta nieraz była zarzewiem licznych nieporozumień i konfliktów. Postanowiłem, że moją misją będzie służba chorym i niepełnosprawnym, zwłaszcza dzieciom. Nie można pomagać ludziom w Afryce czy Ameryce lub Azji nie widząc potrzebujących wokół siebie. Miałem to szczęście, że Pan stawiał na mej drodze życzliwych i pomocnych mi ludzi, którzy prowadzili mnie na właściwe ścieżki. Jedną z nich była ścieżka do Fundacji DR CLOWN.
Działam tam od jesieni 2010 roku. W przebraniu clowna razem z innymi wolontariuszami chodzimy na dziecięce oddziały szpitalne, do szkół i przedszkoli specjalnych, gdzie prowadzimy terapię śmiechem i zabawą. Stamtąd moje kroki skierowały się do szkoły policealnej, w której uczę się na terapeutę zajęciowego. Uczęszczam na IV, ostatni semestr. Planuję w dalszym ciągu uczyć się w kierunku pracy na rzecz niepełnosprawnych na studiach wyższych. Mam nadzieję, że los owych planów nie zmieni. Posiadam liczne kontakty z rodzinami mającymi dzieci niepełnosprawne, skupione w Marzycielskiej Poczcie (www.marzycielskapoczta.pl). Jest to akcja polegająca na wysyłaniu chorym dzieciom listów i paczek, można korespondować również na forum internetowym.

Od jesieni 2010 ponownie piszę artykuły misyjne oraz komentarze do intencji misyjnych w „Ave!”. Uczestniczyłem we wszystkich spotkaniach misyjnych w parafii oraz w tygodniach misyjnych. Jestem członkiem grupy misyjnej. Od wiosny 2009 działam również w parafii św. Maksymiliana (Kraków – Mistrzejowice). Swą służbą tam (w gronie lektorów-seniorów oraz młodzieży oazowej) postanowiłem spłacać dług wdzięczności za ukształtowanie tam mojej osoby w sferze religijnej i patriotycznej. Marzę, by również w tamtej wspólnocie zaszczepić ducha misyjnego. Na razie mi się to nie udaje, ale staram się być cierpliwym. Prócz tego, że jestem animatorem misyjnym, dołączyłem jeszcze do grona zelatorów klaweriańskich oraz Stowarzyszenia Pomocników Mariańskich. Razem ze znajomą dziennikarką zaadoptowaliśmy na odległość 16 – letnią Dianę z Ekwadoru, ofiarą i modlitwą wspieramy tym sposobem misję polskiego werbisty, o. Jana Koczego. Ja do tego dołączam jeszcze ofiarę z własnego cierpienia. Mam nadzieję, że przyniesie owoce.

 

Zadaj pytanie:

korepetycje@malygosc.pl


 


 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..