Przez pewien czas byłem w złym towarzystwie. Kląłem, marnowałem czas, wyśmiewałem się z ludzi, przeszkadzałem na lekcjach religii. Po wakacjach koledzy mnie odrzucili. Zrozumiałem swoje błędy, zmieniłem się. Mam oparcie w rodzinie, katechetce, księdzu. Czuję, że już jest czas, abym upominał dawnych kolegów. Czuję się jak prorok. Nawet kosztem prześladowania mógłbym to robić. Co Pani o tym sądzi? Czy to tylko efekty dorastania, czy może już powołanie do prorokowania? Gimnazjalista
Błędy przeszłości warto pamiętać o tyle, by zrozumieć kiedyś innych, którzy też będą błądzić. Sam widzisz, że to nie do końca Ty wyszedłeś ze złej grupy, tylko grupa odrzuciła Ciebie. Zostaw upominanie innych. Może te myśli są zapowiedzią czegoś, co kiedyś będziesz robił. Ale moim zdaniem teraz nie jesteś prorokiem. Zmieniaj siebie, a inni może zaczną Cię naśladować. Myśl, co dobrego możesz zrobić, jak cieszyć się życiem i nie widzieć we wszystkim zła. Kiedyś Jan Paweł II jako kardynał odwiedził animatorów oazy i prosił, by byli jak ich rówieśnicy, by żyli w świecie współczesnym nie odcinając się od niego, ale jednocześnie by jaśnieli dobrem i stawali się świadkami Jezusa. Ty masz być: radosny, życzliwy, mądry. Możesz żyć tak, by inni widząc Twoje zachowanie myśleli, że chcieliby być tacy jak Ty i aby myśleli, jak Ty to robisz, że jesteś właśnie taki fajny i skąd masz siły, energię. To wcale nie jest łatwe. Młodość to czas budowania fundamentów pod przyszłe życia. Ty nie klnij, Ty nie śmiej się z wiary. Na lekcjach religii nie upominaj, tylko protestuj i żądaj szacunku dla wiary. Ty czas młodości przeznacz na pogłębianie wiary, byś mógł potem dyskutować i tłumaczyć. Niech Cię nigdy nie opuszcza poczucie humoru, bo ono pozwala zachować właściwe proporcje.
Zadaj pytanie: