Istniały, gdy nie było jeszcze słowa „komp”.
– Commodore lepszy!
– Nie, Atari, najlepszy!
Godzinami spieraliśmy się z kolegami w szkole. Później podłączaliśmy czerwone joysticki i wgrywaliśmy nową grę ze zwykłej kasety. Ale powoli, może się zagalopowałem. Czy komuś mówią coś nazwy Commodore i Atari? Przecież dziś nie ma już właściwie joysticków. Nawet kaset magnetofonowych już nie ma.
Ja byłem oczywiście po tej dobrej stronie :) czyli posiadałem Commodore 64. Uwierzycie, że obowiązkowo musiałem mieć zawsze pod ręką mały śrubokręcik? Nie, mój komputer (słowo „komp” jeszcze nie istniało) działał bez zarzutów. Śrubokręt był potrzebny, by wyregulować głowicę w magnetofonie. Ten zabieg wymagał chirurgicznej precyzji. Minimalne drgnięcie i nici z gry.
Moje C64 pojawiło się na świecie w 1982 roku. To równolatek ZX Spectrum… O nim też nie słyszeliście? Na spectrumach działaliśmy w trzeciej klasie w kółku komputerowym. Ale spectrumy nikomu nie imponowały. Kto miał Amigę 500 (powstała w 1987 r.), był naprawdę Kimś. Miał super grafikę, tak nam się przynajmniej wtedy wydawało. Bo dziś większe wrażenie robią gierki w telefonach. No i miał w swoim komputerze stację dyskietek. Bo to jeszcze nie były czasy płyt CD, ani tym bardziej DVD. Nie mówiąc już o pendrajwach.
Pisze o tym wszystkim z łezką w oku, bo w Katowicach powstało właśnie pierwsze w Polsce Muzeum Historii Komputerów i Informatyki. Tam można zobaczyć wszystkie te cacka sprzed dwudziestu, trzydziestu lat. Na pewno będzie to ciekawe doświadczenie nie tylko dla starych – jak te komputery – ludzi. Ale też dla wszystkich, którzy interesują się informatyką lub po prostu nowinkami technicznymi. Bo, aby lepiej zrozumieć najnowsze „maszyny”, warto poznać ich elektronicznych przodków.