I niedziela Adwentu, 2 grudnia, 2012
Hau, Przyjaciele!
Ruch w naszym domu był wczoraj niesamowity. Dziewczyny wśród pisku, przekomarzań kończyły produkcję adwentowych wieńców. Z dołu przydreptała pani Maria, bo jest mistrzynią w wyplataniu, ozdabianiu i nigdy nie powie, że czegoś się nie da zrobić. Opowiadała, że kiedyś prawie niczego nie dało się kupić, a ona i tak nie rezygnowała, od lata zbierała przeróżne materiały, by w Adwencie wszystko było jak należy- wianuszek z czterema świecami, niezwykły kalendarz z okienkami na każdy dzień, różne plansze, które pomagały dzieciom przeżywać ten święty czas. Dziewczyny natychmiast zapaliły się do wykonania schodów, po których z niebieskiej chmurki zstępowało prosto do żłóbka Dzieciątko Jezus. Paulina rysowała schody, Jadzia podklejała je do innej kartki i nacinała miejsca do włożenia figurki. Ania rysowała żłóbek i chmurki, Kasia kolorowała, a Asia ozdabiała całość. Ostateczny wygląd całości nadawała Pani Maria, autorka ślicznej figurki. Wszystko było gotowe do wieczornej mszy. Pełnie niepokoju dziewczyny pobiegły do kościoła. Żałowałam, że nie mogłam pójść z nimi. Już po godzinie hałas i radosne okrzyki zwiastowały powodzenie adwentowej akcji. Mało tego, w najbliższym tygodniu rusza produkcja woreczków z siankiem pod obrus i stroików. A potem są w planie pierniki. Ciekawe, czy będzie też wspólne pieczenie mięsa, bo osobiście jestem za i wtedy nie odpędzą mnie od pomagania i podjadania. Cześć, Astra