Sposób na dłuuuugie jesienne wieczory? Oprócz nowej gry, nowego serialu, nowego profilu na FB złapcie w ręce nową książkę.
No, nie musi być taka całkiem nowa, może być na przykład z biblioteki (takiego trochę labiryntu z niespodziankami, o czym za chwilę). Ale, co ważne, złapcie ją. To znaczy, że audiobooki czy ekranizacje tym razem odpadają.
O tym, że książka ma przewagę nad komputerem czy telewizorem, oczywiście każdy wie. Bo o tym się w kółko trąbi. Gorzej, gdyby zapytać, jaka to przewaga, w czym książka może być lepsza np. od Facebooka.
Spójrzcie na zdjęcie obok. To biblioteka ojców Benedyktynów w Niemczech (mają tam 9 tys. ksiąg). Naprawdę robi wrażenie. Nie każda biblioteka tak wygląda. Ale w każda, choć trochę, przypomina labirynt, w którym można na moment zniknąć. Potrzeba tylko odrobinę wyobraźni. No to wyobraźmy sobie, że nagle skręcamy w lewo, wpadamy wprost pod regał z literaturą angielską. Otwieramy „Przygody Alicji w Krainie Czarów”. I już nas tu nie ma, jesteśmy tam, w króliczej norze…
I na tym właśnie polega książkowy czar. Sami decydujemy, jak wyglądają bohaterowie, jakim głosem mówią, co czują… Wszystko w naszych rękach, a raczej w głowach. W telewizji reżyser czy producent wybiera aktorów do gry. Tu sami jesteśmy całą ekipą filmową… jeśli tylko wciągnie nas lektura.
Niestety, jak wykazują badania, Polaków lektura wciąga rzadko. Ponad połowa z nas podobno w ogóle nie zagląda do żadnych książek, nawet kucharskich.
A mamy przecież grubo ponad 8 tysięcy bibliotek. A co za tym idzie – czytanie za zupełną darmochę.