Hau, Przyjaciele!
Wczoraj kilka razy moje zdanie było inne niż ludzi. Rodzina uparła się, by mnie wyprowadzić na ten koszmarny, jesienny, październikowy deszcz. Nic z tego. Każdy pies potrafi się tak zaprzeć, że wytrzyma. Gdy Kuba próbował mnie po szkole przekonać do spaceru po zalanym deszczem ogrodzie, Pani Maria nie wytrzymała i wzięła mnie w obronę. „Dajcie jej spokój. Ja pamiętam wiernego psa, którego przez pomyłkę zamknięto w czasie wakacji aż na 3 dni w mieszkaniu. Wytrzymał, nie nabrudził, tylko wyskoczył jak z procy, gdy wreszcie ujrzał otwarte drzwi.” Dopiero po różańcu wyszedłem na chwilkę z Pauliną, zaznaczyłem wyraźnie swoje terytorium i wróciłam do domu. Dziewczyny w imieninowym prezencie dla wychowawczyni piekły urocze babeczki. Podjadłam zdrowo, one też, nawet Kuba coś tam wylizał z misek. A w kuchni wywiązała się rozmowa na temat św. Małgorzaty i jej misji. Rodzina postanowiła jeszcze bardziej pilnować pierwszych piątków. Nie mam pojęcia, o co chodzi. Cześć, idę spać, by nikt mi nie kazał wychodzić na deszcz. Astra