Podziwiam Finów za ich pomysłowość. I nie myślę o saunie w każdym domu… No dobrze, o tym też… Ale jeszcze podziwiam ich za sportowe poczucie humoru.
Bo gdy wymyślą jakąś konkurencję, natychmiast wkoło robi się wesoło. Dajmy na to racketlon. Nie słyszeliście o takim sporcie? Mecz składa się z czterech setów: w ping-ponga, badmintona, squasha i tenisa. A co powiecie na dyscyplinę o nazwie „Przenoszenie żon”? To również specjalność Finów. Dzielni mężowie od wielu lat zmagają się nawet w mistrzostwach świata.
Z fińskich wynalazków najbardziej jednak lubię suopotkupallo, czyli błotsoccer, czy też po prostu piłkę nożną w błocie. Może dlatego, że jako dziecko marzyłem, żeby potaplać się z piłką w bajorze. I zarazem nie narazić się na „słowa krytyki” rodziców. Niemożliwe kiedyś stało się możliwe dziś. Niedawno w Szczecinie odbył się nawet Festiwal Sportów Błotnych (błotsoccer, błotvolley, błotrugby, błothandball i błotatletyka). Cudowne sceny z błotnistych boisk przypominały trochę sztukę przetrwania. Prawdziwi twardziele i twardzielki (bo dziewczyny też kopią w błocie). W dodatku tu nie ma spalonego. I nie trzeba martwić się o pogodę. Im brzydsza, tym lepiej.
Przyznaję się bez bicia – nie odważyłem się pojechać do Szczecina. Chyba błotsoccer pozostanie już dla mnie niespełnionym marzeniem dziecka. A ponieważ słabo znam tajniki gry w squasha, może kiedyś wezmę udział w zawodach w przenoszeniu żon?