Młodziutka piosenkarka z Zaolzia – Ewa Farna – wkrótce rozpocznie w Warszawie studiować prawo. Nie tylko dlatego, żeby zdobyć solidne wykształcenie, ale także by doskonalić swoją polszczyznę.
– Jestem Polką i chcę jak najlepiej mówić po polsku – tłumaczyła niedawno podczas spotkania w Cieszynie. O tym, że język jest niezwykle ważnym kryterium zachowania narodowej tożsamości, mówili też naukowcy podczas konferencji w Czeskim Cieszynie.
Wprawdzie tytuł tego spotkania w cyklu „Zaolzie teraz” brzmiał: „Fajnie być sobą”, ale zaraz na wstępie padło pytanie: Co to znaczy być Polką w Czechach? Kiedy na takie pytanie odpowiada Ewa Farna, stłoczona młodzież słucha z zapartym tchem każdego słowa. I chłonie opowieści o rodzinnym domu, z którego wyniosła swoje poczucie polskości, i o polskiej szkole – kolejnym ważnym etapie rozwiania narodowej tożsamości, własnej aktywności i talentów.
Na pierwszy rzut oka widać, że wybór Ewy Farnej na twarz, prowadzonej przed ubiegłorocznym spisem powszechnym w Czechach, kampanii „Postaw na polskość” był świetnym wyborem i może skutecznie budować postawy młodego pokolenia.
Profesor Daniel Kadłubiec komentując zaangażowanie Ewy Farnej w całą akcję, podkreślał: – Dla upowszechnienia wiedzy o polskości Zaolzia zarówno w Czechach, jak i w Polsce zrobiła więcej niż wiele tutejszych organizacji razem wziętych. Nie było przed nią kogoś takiego na cieszyńskiej ziemi.
W polskim domu
Ewa Farna prosto i szczerze tłumaczyła, że w jej domu zawsze mówiło się po polsku, więc nigdy nie wyobrażała sobie, żeby miała uczyć się gdzie indziej niż w polskiej szkole. Wspominała początki swojej pasji do śpiewania i występy w zespole folklorystycznym, który prowadził jej tata, a potem pierwsze sceniczne sukcesy, które wraz z zespołem odnosiła w Czechach.
– Od początku w wywiadach musiałam tłumaczyć się z polskiej pisowni swojego nazwiska. To była okazja, by wyjaśniać zdumionym dziennikarzom z Pragi, że w Czechach żyją Polacy, którzy znikąd się nie sprowadzili, tylko są tu od pokoleń. Podobnie zresztą dziwili się często moi rozmówcy w Polsce – wspominała, a prowadzący spotkanie z Farną red. Mirosław Sokół przytoczył na dowód nagranie jej występu w „Szansie na sukces”. Świetnie ilustrował to fragment rozmowy z Wojciechem Mannem, który na wieść, skąd przyjechała, pytał: – Jak się u was mówi na przykład pięćdziesiąt – i nie rozumiał, gdy odpowiadała grzecznie: – Pięćdziesiąt.
– Dużo później zdałam sobie sprawę, że spodziewał się wypowiedzi w języku czeskim. A ja niezbyt dobrze się nim posługiwałam. Zdałam sobie sprawę z tego, gdy zaczęłam śpiewać piosenki także po czesku. Okazało się podczas nagrań, że muszę bardzo mocno skupiać się nad wymową, bo ona w polskim języku jest inna, a w czeskim inna – tłumaczyła.
Dziś już takich problemów nie ma, z muzykami ze swojego zespołu rozmawia po czesku – bo oni są Czechami – ale gdy kilka miesięcy temu zaproponowano jej udział w koncercie kolęd w Teatrze Narodowym w Pradze, zaśpiewała pastorałkę po polsku.
Kumasz czaczę?
Zaskoczeniem była dla słuchaczy wiadomość, że postanowiła studiować akurat prawo. Jak wyjaśniła, z jednej strony ważny w tym wyborze jest zamiar wykorzystania zdobytego wykształcenia do poprawiania prawa, któremu Polacy na Zaolziu mają sporo do zarzucenia.
– Słabo jest u nas także ze znajomością Polski i języka polskiego. Dlatego wybrałam studia w Warszawie, choć to znacznie dalej od domu – tłumaczyła. – Kiedyś przy okazji wyjazdu na koncert do Polski podczas rozmowy rzuciłam koledze: – Kumasz czaczę? – a mój rozmówca zdziwił się, że posługuję się tak archaicznym określeniem. Bo polska młodzież już dawno tak nie mówi. Język żyje i wciąż się zmienia, więc żeby nadążyć za tymi zmianami, trzeba mieć kontakt z żywym językiem, nie tylko takim z gazet czy telewizji. Dlatego tak ważne, żeby uczniowie z Zaolzia jak najczęściej na szkolne wycieczki czy wakacje wyjeżdżali do Polski – uważa Farna.
Gromkie brawa zebrała pytana o swoje polskie korzenie i poczucie przynależności do rejonu zaolziańskiej ziemi. – Mamusia pochodzi z Trzyńca, tatuś z Błędowic. Babcia pochodziła z Jabłonkowa. Ja traktuję Zaolzie jako jedną całość i nie czuję się bardziej związana z tą czy inną okolicą. Jest nas tu za mało, żeby się dzielić – mówiła Farna.