Trenerzy Hiszpanii i Włoch zaskoczyli kibiców, ale nie zaskoczyli rywali. Duże aspiracje potwierdziła Chorwacja.
Hiszpania – Włochy 1:1
Kibice tuż przed meczem mogli być nieco zdezorientowani, kiedy dowiedzieli się, że słynący z gry defensywnej Włosi zagrają przeciwko mistrzom świata trzema obrońcami. Równie zaskakujące dla sympatyków piłki było zapewne to, że znani z ofensywnej taktyki Hiszpanie wyszli na boisko bez choćby jednego napastnika. Dla obu trenerów te rzekome taktyczne nowinki rywali nie były jednak niespodzianką. I Włosi i Hiszpanie grali już tak bowiem przed mistrzostwami.
Myliłby się ten kto by sądził, że Włosi zaryzykowali i ustawili się bardzo ofensywnie. Trener Prandelli od dłuższego czasu stosuje wariant z trzema obrońcami. Oznacza on jednak, że kiedy drużyna się broni defensorów jest praktycznie pięciu, a wspomagają ich jeszcze pomocnicy. Zamiast tradycyjnej jednej linii obrony są dwie, a drużyna gra pressingiem już w środkowej strefie boiska. To dobra metoda na Hiszpanów, którzy lubią spokojnie organizować atak pozycyjny. Tu nie mieli na to ani miejsca ani czasu. W dodatku „wysoki” pressing stwarza sytuacje do szybkich kontr, które mogli wykorzystać szybcy włoscy napastnicy. Dlatego trener Hiszpanów „poświęcił” napastnika, posyłając na boisko praktycznie sześciu pomocników. Chciał bowiem koniecznie uzyskać przewagę w posiadaniu piłki, na której opiera się cała gra jego zespołu. Jedyne ryzyko, jakie zawierała w sobie taktyka Włochów, to fakt, że jest ona bardzo wyczerpująca i wymaga żelaznej kondycji. Wiedział o tym Vicente del Bosque, wpuszczając w końcówce napastnika Fernando Torresa. Hiszpanie w ostatnim kwadransie mieli trzy razy więcej sytuacji podbramkowych niż przez wcześniejsze 75 minut. Nie sprawił tego jednak „geniusz Torresa”, tylko zmęczenie Włochów.
Oba zespoły zaprezentowały się korzystnie. Nowa taktyka Włochów jest bardzo dobra przeciwko drużynom grającym ofensywnie, czyli wszystkim silnym. Paradoksalnie Włosi mogą mieć większe kłopoty żeby wyjść z grupy, niż potem z awansem do finału. Ich napastnicy potrzebują bowiem przestrzeni i miejsca, żeby pokazać swoje atuty. Przeciwko „murarzom” mogą mieć problemy. Drugą słabością tej drużyny jest zbyt duże uzależnienie w organizacji akcji od Pirlo. Jego ewentualny brak w jakimś meczu stanowiłby dla Włochów poważny problem. Trzeba jednak podkreślić, że silnych stron jest znacznie więcej niż słabości.
Hiszpanie mogą się obawiać przede wszystkim o skuteczność. Wręcz rzuca się w oczy brak kontuzjowanego Davida Villi. Z kolei kontuzja Carlesa Puyola sprawia, że można obawiać się o zgranie pary stoperów: Gerarda Piqué i Sergio Ramosa. Mistrzowie świata dysponują jednak ogromnymi atutami. Otuchy może im dodać zwłaszcza wysoka forma z jaką rozpoczyna turniej Andrés Iniesta.
Irlandia – Chorwacja 1:3
Bardzo ciekawy mecz, bo obie drużyny walczyły o zwycięstwo. Remis ich nie urządzał, skoro mają w perspektywie spotkania z Włochami i Hiszpanami. Zgodnie z oczekiwaniami znacznie lepszy futbol pokazała Chorwacja. To drużyna świetnie zorganizowana, grająca twardo w obronie i nie unikająca gry kombinacyjnej w ataku. W pojedynkach główkowych z rosłymi Irlandczykami Chorwaci nie zawsze ustępowali. Ich gra przypomina dawną szkołę niemiecką z tych czasów, w których Niemcy nie naśladowali jeszcze Hiszpanów.
Irlandczycy pokazali tradycyjne swoje walory: serce do walki, dobre dośrodkowania ze skrzydeł i znakomitą grę głową. Niestety to ich jedyne atuty. Cała reszta lepiej niech pozostanie milczeniem. Ta najsłabsza obok Grecji drużyna mistrzostw nie ma szans na wyjście z grupy. Ich możliwości ograniczają się do sprawienia jakiejś pojedynczej niespodzianki, gdyby udała im się jakaś „główka” w polu karnym, a przeciwnik niemiłosiernie by pudłował. Dwóch meczów na pewno nie wygrają.
Sean St Ledger strzela na bramkę Stipe Pletikosy. Po tym strzale padła wyrównująca bramka dla Irlandczyków AIDAN CRAWLEY/PAP/EPA