W miejscu, gdzie 2 tys. lat temu wytapiano żelazo, powstała starożytna wioska. Można tutaj z bliska poznać tajniki starożytnego hutnictwa, a w odtworzonych starych chatach – ulepić garnek z gliny lub utkać płótno.
– Małe warsztaty, tzw. piecowiska nieuporządkowane, umiejscowione były najczęściej na obrzeżach danej osady i produkowały metal dla lokalnych potrzeb. Zostały odkryte także duże i wyspecjalizowane warsztaty zwane „piecowiskami uporządkowanymi” mające po około 100 pieców, gdzie wytapiano duże ilości tego metalu – dodaje. Jak obliczają naukowcy, taka starożytna huta mogła zużywać po około 20 ton rudy i węgla drzewnego, by wyprodukować około 2 ton żelaza.
– Zachowując dużą ostrożność w szacowaniu liczby istniejących wówczas warsztatów i przeprowadzonych wytopów, przyjmujemy, że na przebadanym terenie pracowało ok. 5,9 tys. piecowisk uporządkowanych i ok. 2 tys. nieuporządkowanych, w których przeprowadzono łącznie ponad 550 tys. wytopów, uzyskując ok. 11 tys. ton żelaza – wylicza dr S. Orzechowski. To stawia rejon Gór Świętokrzyskich wśród największych okręgów hutniczych w starożytnej Europie.
Według domniemań historyków, świętokrzyskie żelazo trafiało na lokalny rynek, ale także nabywały je plemiona barbarzyńskie, które w tym czasie toczyły wojny z rzymskim imperium. – Określenie pagus ferrariensis (żelazny lud) odnalezione na inskrypcji na rzymskim ołtarzu poświęconym bóstwu Ageio w Pirenejach, które opiekowało się tamtejszymi hutnikami, odpowiada także charakterowi społeczności świętokrzyskich hutników specjalizujących się w tej dziedzinie wytwórczości – wyjaśnia dr S. Orzechowski.
Żywa historia
Po dokonanych odkryciach, od lat 60. ub. wieku, co roku podejmowano próby odtworzenia dawnej techniki wytopu podczas „Świętokrzyskich Dymarek”. O dziwo, mimo wielu badań nad techniką i sposobem produkcji nie udało się przeprowadzić udanego procesu i odseparować w trakcie wytopu żelazo od żużla. Do dziś pozostaje więc tajemnicą, w jaki sposób starożytnym hutnikom udało się przy użyciu bardzo prostych urządzeń uzyskać żelazo tak wysokiej jakości.
– Musimy przyznać z pokorą, że nasza teoretyczna wiedza nie idzie w parze z praktyką i prawdopodobnie nigdy nie osiągniemy biegłości, z jaką prowadzili ten proces pradziejowi hutnicy – dodaje S. Orzechowski, znawca antycznego hutnictwa. Mimo to Centrum Kulturowo-Archeologiczne swoją ekspozycją i oferowanymi prezentacjami przyciąga coraz więcej zainteresowanych historią regionu.
– Wybieramy takie miejsca na wiosenne lekcje historii, aby dzieci mogły dotknąć tego, co działo się tutaj dwa tysiące lat temu. Taka lekcja połączona z osobistym doświadczeniem bardziej utrwala wiadomości – wyjaśnia pani Agnieszka, która przybyła na lekcję historii do Nowej Słupi ze swoją klasą. Innowacyjność takiego nauczania to stanięcie oko w oko z odległą przeszłością. To nie tylko bierne zwiedzanie, ale możliwość włączenia się w realia tamtej epoki poprzez naukę pozyskiwania i przygotowywania żywności, wyrób przedmiotów codziennego użytku, broni, ozdób, a także zapoznanie się z relacjami społecznymi, jakie wtedy obowiązywały. – Każdy dzień to dla nas nowe doświadczenie w przekazie tej żywej historii. Najważniejsze, że młodzież i turyści wychodzą od nas zadowoleni, co pokazuje, że cel całego projektu został dobrze zrealizowany i każdy może poznać z bliska antyczną świetność tego żelaznego zagłębia – podsumowuje Piotr Sepioło.