Hau, Przyjaciele!
Wreszcie ktoś zrozumiał, jak bardzo cierpię z tego powodu, że wszyscy jeżdżą na przeróżne wycieczki, a ja tylko biegam po ogrodzie albo co najwyżej zabierają mnie na pola. Bardzo lubię te spacery, ale jestem ciekawa świata i chętnie wywęszę ciekawe ślady. Udało się wreszcie. Przyjechała ciocia Ewa ze swoimi dziećmi i Pani powiedziała, że jedziemy na Czechowice. Zapiszczałam, zaskomlałam i dostałam pozwolenie na udział w wyprawie. Mam być atrakcją dla dwuletniego Kuby. Myślę, że tak naprawdę dorosłym chodzi o to, bym go pilnowała. Kręciłam się od rana po mieszkaniu, bo zauważyłam, że Pani zabiera bardzo dużo jedzenia, co oczywiście popieram. Ciocia podjechała pod nasz dom, ale ponieważ mała Lolka spała, to od razu pojechaliśmy nad wodę. Teren ogromny, sporo przyjaznych psów, woda, do której dzieci wrzucały kamyki i żądały, bym je przynosiła. Bardzo lubię tę zabawę, a przy takich maluchach to się nie namęczę, bo daleko nie rzucą. Jedyny minus to konie. One okazały się dla dzieci główną atrakcją. Co ciekawego w tych olbrzymach biegających w kółko? Czy nie uważacie, że o wiele bardziej interesujące są psy? Ja nie mam co do tego żadnych wątpliwości, dlatego Lolkę, która się mnie lubi, wiele razy polizałam serdecznie po policzkach, gdy jej mama była czymś zajęta. Cześć. Astra