W tak dobrym towarzystwie znalazłam się pierwszy raz w życiu. Obok mnie święty Jan Maria Vianney. Podobnie jak ja – zakuty łeb albo – pisząc bardziej elegancko – zakuta głowa. Rzeczywiście, miał starannie uodpornioną na wiedzę głowę.
To jednak nie przeszkodziło mu zostać jednym z największych świętych w dziejach Kościoła. Kto dzisiaj nie zna świętego proboszcza z Ars? A przecież jego dzieciństwo i młodość zapowiadały tylko katastrofę. Kiedy Janek miał trzynaście lat, nie umiał jeszcze ani czytać, ani pisać. Mało tego, mimo że był Francuzem, nie znał francuskiego. Umiał tylko rozmawiać miejscową gwarą. Był jednak szczęśliwym dzieckiem. Pomagał rodzicom w gospodarstwie. Pasł owce i osła.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.