Każdy chce znaleźć drogę do skarbu. Wszyscy szukają, ale nie wszyscy znajdują. Jednym z tych, który skarb znalazł, był Karol Wojtyła. Chyba gdzieś słyszeliście to imię? Już jako mały chłopiec wiedział, że największym skarbem jest KTOŚ, przed KIM nawet jego tata – szanowany, silny, odważny mężczyzna, wojskowy – każdego wieczora klęka.
W każdą niedzielę prowadzi do NIEGO swoich synów, a w pierwszy piątek miesiąca przed NIM się spowiada. Pierwszy dzień II wojny światowej, 1 września 1939 roku, wypadł w piątek. Karol Wojtyła mieszkał już wtedy w Krakowie. Tego ranka biegł w stronę Wawelu. W górze słychać było niemieckie samoloty. Wszedł do katedry, rozejrzał się. – Dziwne – pomyślał. To się jeszcze nie zdarzyło. Nie było nawet staruszek, które przychodziły codziennie. Ksiądz proboszcz Figlewicz, znany Karolowi jeszcze z Wadowic, tak wspominał tamten poranek: „Naloty na Kraków wywołały popłoch wśród pracowników katedry tak, że nie miał mi kto posłużyć do Mszy św.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.