nasze media Mały Gość 12/2024

Piotr Sacha

dodane 21.05.2012 14:13

Kromka chleba zamiast cukierka

W Ventanas dzieci mieszkają na bagnach. W ich domkach z bambusa brakuje ubikacji, i wielu innych rzeczy. Często chodzą do szkoły głodne. Ale rzadko są smutne.

Agnieszka Laskowska po maturze bardzo chciała studiować język hindi. Po pięciu latach na uniwersytecie skończyła... rosyjski. Potem wyjechała do kraju, gdzie wszyscy mówią po... hiszpańsku. I dziwnie na nią zerkają. Bo blondynka o niebieskich oczach to w Ekwadorze prawdziwa egzotyka.

Deo riki tiki

„Amse adamse a flore. O made, o made, o madeo deo riki tiki...” – na ulicach Ventanas dzieci śpiewają popularną w Polsce wyliczankę. Po lekcjach w szkole grają w klasy. Później jeszcze w piłkę nożną – to sport numer jeden dla chłopców i dla dziewcząt. Wreszcie wracają z podwórka do swoich domów na bagnach, gdzie czeka na nich mnóstwo obowiązków.
Agnieszka ponad trzy miesiące temu przyjechała do miasteczka Ventanas, by pomagać w Fundacji „San Jose Freinademetz SVD – Fu Shen Fu”. Fundację założył polski werbista ojciec Jan Koczy. Pod opieką ma blisko 150 dzieci z biednych rodzin. – Choć znam ich język, niewiele na początku rozumiałam z tego, co do mnie mówiły – wspomina Agnieszka Laskowska. – Dzieci skracają sobie słowa o połowę – śmieje się. – I rozmawiają w regionalnej odmianie hiszpańskiego. Na szczęście bardzo lubią się przytulać – dodaje Polka.
W Ekwadorze nie wszyscy są tak mili jak podopieczni Agnieszki. Wolontariuszka szybko dowiedziała się, że nie powinna sama wychodzić na miasto. – To niebezpieczne – usłyszała od innych wolontariuszy. – Zdarzają się napady z bronią w ręku.

Nauka jedzenia

Młodzi Ekwadorczycy codziennie przychodzą do fundacji. Najmłodsi mają tylko 5 lat. Za to najstarsi, 15-latkowie, to już właściwie dorośli. – Tutaj bardzo szybko się dorasta – opowiada Agnieszka. – Sulema Yinet, jedenastolatka, ma dziewięcioro rodzeństwa. Zajmuje się siostrami i braćmi, robi zakupy, pierze ubrania, sprząta. Ma bardzo dorosły wzrok, ale nigdy nie widziałam jej smutnej.
Od godziny 15 do 17 w domu „Fu Shen Fu” jest wesoło. W tym czasie dzieci rysują, śpiewają, grają w chińczyka czy biegają na boisku. W samo południe starsi i młodsi podopieczni jedzą razem obiad. – Są bardzo głodne – mówi wolontariuszka. – Na początku dzieci mają nawet trudności z jedzeniem ciepłych posiłków. I dopiero uczą się używać sztućców – dodaje.
Tak jest w roku szkolnym. Ale teraz w Ventanas trwają wakacje. Dlatego dzieci są już w fundacji od 9 rano. Mają sporo czasu na nadrabianie szkolnych zaległości i na zabawę. – Wszyscy kochają tańczyć. Reggaeton, bachata, merengue i salsa – Agnieszka wymienia kolejne style. – A Jordan tańczy lepiej niż niejeden profesjonalny tancerz. Chcemy znaleźć pieniądze na jego studia – mówi.

Okna na bagnach

Ventanas to po hiszpańsku „okna”. W domach dzieci też są okna. Bez szyb, czasem zabite deskami. Agnieszka Laskowska często odwiedza rodziców podopiecznych. Pyta, czego potrzebują i jak może pomóc. Rzadko wchodzi do środka. – Mieszkańcy wstydzą się tego, jak bardzo są biedni – tłumaczy. Rozmowy odbywają się na werandzie, gdzie prowadzi mostek nad wodą, a właściwie nad... bagnem. – Ubogie rodziny mieszkają w domkach skleconych z bambusa, stojących na palach – opowiada wolontariuszka. – Tutaj ojcowie pracują ciężko na plantacji bananów. Zarabiają 120 dolarów miesięcznie. Z tego muszą utrzymać wielodzietną rodzinę. A ceny są mniej więcej takie jak w Polsce – dodaje. – Dlatego stać ich tylko na wynajęcie takiego domu na bagnach za 20 dolarów.
Agnieszka nieraz gra w piłkę razem chłopakami. – Kiedyś dałam sześciolatkowi cukierki – wspomina. – Powiedział, że zamiast tego woli kromkę chleba – dodaje i zaraz przypomina sobie kolejną historię. – Z okazji świąt dzieci dostały od nas zabawki. Później widziałam w niektórych domach, że te autka czy lalki wiszą na ścianie. Nierozpakowane stały się prawdziwą ozdobą pokoju. Rodziców nie stać na prawdziwe zabawki. Dlatego maluchy bawią się tu na przykład kapslami z butelek.

Podpowiedź Pana Boga

Codziennie na Skypie dzieci rozmawiają ze swoimi adopcyjnymi rodzicami z innych krajów. Agnieszka tłumaczy te rozmowy na hiszpański. Czasem mali mieszkańcy Ventanas się wstydzą. I wolą coś zaśpiewają lub narysować. Takim szczególnym rodzicem może zostać każdy. Bo „Adopcja na odległość” polega na przekazywaniu pieniędzy na naukę wybranego dziecka. Zdarza się nawet, że swoje oszczędności do Ekwadoru przesyła cała szkolna klasa.
Agnieszka Laskowska jeszcze rok temu w ogóle nie myślała o Ventanas. – Chciałam pomagać innych. Ale nie wiedziałam, gdzie powinnam pojechać. Dlatego wybrałam się na pielgrzymkę do Santiago de Compostela. Liczyłam, że Pan Bóg podpowie mi, co robić – opowiada Agnieszka. – Po powrocie do domu trafiłam na organizację, która mi wskazała fundację w Ekwadorze – kończy.
W biednym miasteczku Ventanas Agnieszka czuje, że jest bardzo potrzebna. – Niedawno Nayely skaleczyła się w kolano. Długo ją opatrywałam – opowiada. – Przyglądali się temu bracia, siostry i kuzyni dziewczynki. Na drugi dzień Anthony, Luis, Genderson, Edwin, Melania, Nahomi, Skarleth, Yerleny, Dandy i Josthyn udawali, że coś ich boli. Bardzo chcieli, żebym o nich też się zatroszczyła.

 

Adopcja na odległość

Fundacja „San Jose Freinademetz SVD – Fu Shen Fu” ma długą listę dzieci czekających adopcję. Adopcja na odległość polega na tym, że przekazuje się pieniądze dla dziecko, żeby nie było głodne, żeby mogło się uczyć i na leczenie, kiedy zachoruje.
Pieniądze na adoptowane dziecko można wpłacać co miesiąc, co kwartał albo raz do roku. Kwota jest dowolna.
Więcej informacji na www.fundacion-fushenfu-ecu.org/pl

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..