Hau, Przyjaciele!
Jestem trochę sfrustrowana, bo z powodu fatalnej pogody wnoszę na moim kudłatym ciele mnóstwo błota. Pani narzeka, domownicy torturują mnie i wycierają łapy oraz brzuch. Dzisiaj wylądowałam nawet w wannie, co było ze strony Pauliny dużą przesadą. Zastanawiam się nawet nad tym, by zrezygnować z wieczornego wyjścia. A rodzinka żyje nie moimi błotnymi problemami, tylko rekolekcjami. Nie wiem za bardzo o co chodzi, ale wczoraj byli po dwa razy w kościele, dzisiaj też się wybierają. Lubię mieć dobrą orientację we wszystkim, czym żyją najbliżsi, więc myślałam, żeby się zakraść do kościoła, ale to niemożliwe. Poza tym Paulina przeczytała mi kiedyś wiersz księdza Twardowskiego, w którym padło zdanie, że pies bardzo rzadko chodzi do kościoła, ale jest posłuszny Bogu bardziej niż człowiek. Dla mnie to oczywiste. Mam w moim łbie mocną świadomość tego, co mogę robić, a czego nie mogę. Dlatego współczuję ludziom, że muszą się nad każdym drobiazgiem zastanawiać i dopiero po głębokim namyśle podejmują decyzję. Widocznie dlatego tak często postępują źle. Bo na przykład ta obsesja czystości podłóg, dywanów, kanap i pościeli. Jestem całkowicie pewna, że Pani się w tej sprawie bardzo myli. Cześć. Astra