Poznaniak Łukasz Długowski chce pokonać na nartach trasę 500 kilometrów z Bergen do Oslo. W samotną, trudną podróż, podczas której temperatura spada poniżej 30 stopni Celsjusza, wyruszy w sobotę. Wyprawa powinna zająć mu ok. dwóch tygodni.
Trasę z Oslo do Bergen blisko 130 lat temu samotnie pokonał wybitny norweski polarnik Fridtjof Nansen. Był nie tylko polarnikiem i oceanografem, ale także działaczem społecznym. W 1920 roku był pierwszym Wysokim Komisarzem Ligi Narodów do Spraw Uchodźców. Pomagał uchodźcom politycznym wydostać się z Rosji Radzieckiej, a gdy nigdzie nie chciano ich przyjąć, zaczął wydawać specjalne dowody tożsamości (tzw. paszporty nansenowskie), które pełniły rolę dokumentu podróży. Za społeczną pracę i zaangażowanie w 1922 roku otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla. Dzięki jego działaniom uratowanych też zostało tysiące Żydów uciekających z nazistowskich Niemiec.
28-letni Długowski, z zamiłowania podróżnik, nie ukrywa fascynacji Nansenem. Pokonując pół tysiąca kilometrów na nartach, chciałby jednocześnie przypomnieć jego postać.
"Nansen chciał wziąć udział w skokach narciarskich, które odbywały się Oslo, ale wówczas nie było pełnego połączenia kolejowego z Bergen. Postanowił założyć narty i w ten sposób pokonać trasę. Wydawał mi się to na tyle fajny pomysł, żeby go przypomnieć" - opowiadał Długowski.
Przyszły noblista drogę pokonał jednak w najłatwiejszy sposób, bo mu akurat nie zależało na wyzwaniu, ale na tym, by tylko jak najszybciej dotrzeć na miejsce.
"Dlatego szedł głównie dolinami, kawałek przejechał pociągiem. Ja natomiast pierwsze 120 kilometrów przejdę górami. Drugi odcinek to płaskowyż Hardangervidda, gdzie panują ostre mrozy, temperatura spada poniżej 30 stopni Celsjusza, a wiatry osiągają nawet do 80 km/h. Trzeci część trasy, to można powiedzieć, kontynuacja drogi Nansena" - wyjaśnił.
Dziennie zamierza maszerować przez 8-9 godzin. Trasę 500 kilometrów chce pokonać w 14-16 dni. Zabiera ze sobą skromny ekwipunek, trochę odzieży, płachtę biwakową oraz... 25 kilogramów żywności.
"Nansen po drodze stołował się, spał też u ludzi. Ja chciałbym tę drogę pokonać w sposób +czysty+, bez pomocy z zewnątrz, choć też jej nie wykluczam" - podkreślił.
Początkowo na wyprawę miał wyruszyć z dwójką znajomych, ale ostatecznie został sam. Nie ukrywa, że ma pewne obawy, bowiem w trakcie marszu będzie zdany tylko i wyłącznie na własne siły.
"Najbardziej obawiam się pierwszego etapu, gdzie o tej porze roku często schodzą lawiny. Gdybym szedł z kimś, to zawsze mogę liczyć na pomoc. Teraz jak mnie przysypie, to jak sam sobie nie poradzę, będzie kłopot. Jeżeli przejdę góry bez uszczerbku, potem powinno być dobrze. Zimno jest do wytrzymania, można się cieplej ubrać, wypić coś ciepłego, także zmęczenie można pokonać. Podobnie jest z głodem, czy pragnieniem. Najgorsze są zagrożenia zewnętrzne. Nie ukrywam, też się trochę boję i nie będę zgrywał twardziela. Chcę po prostu przeżyć fajną przygodę obarczoną pewnym ryzykiem. Mam nadzieję, że to ryzyko uda mi się zminimalizować" - tłumaczył.
Po powrocie Długowski o swoich wrażeniach i przygodach chce się podzielić m.in. z tzw. trudną młodzieżą.
"Chcę im przybliżyć postać Nansena. Człowiek, który tak mocno był zaangażowany w sprawy świata i ludzi pokrzywdzonych przez życie, a jednocześnie miał tak wielkie zamiłowanie do - dziś byśmy powiedzieli - ekstremy. On jest z pewnością autorytetem w czasach bez autorytetów. Osobą, na której dzieciaki mogą się wzorować. Zamierzam po wyprawie prowadzić prelekcje w szkołach i ośrodkach dla trudnej młodzieży. Chcę ich zainspirować do sięgania po marzenia, do osiągania tego, co wydaje się niemożliwe" - zaznaczył.