To było dwa lata przed jego śmiercią. Franciszek wyruszył z Asyżu w stronę Alwerni oddalonej o ponad sto kilometrów. Lubił tu przychodzić. Cisza, daleko od ludzi. Prawdziwa pustelnia. Franciszek potrzebował takich chwil tylko z ukochanym Jezusem. Na Alwerni przywitały go ptaki, a codziennie rano budził sokół. Miejsce wręcz idealne na 40-dniowy post, który chciał odprawić. Nic nie wskazywało, że zdarzy się coś szczególnego, choć kiedy pytał Pana Boga, co dla niego zaplanował, trzy razy trafiał w Mszale na opis męki Pana Jezusa.
Jednego dnia rano, gdy modlił się na zboczu góry, ujrzał nad sobą anioła na krzyżu. Serafin miał sześć skrzydeł, a jego ręce i nogi były przybite do krzyża. Franciszek był zaskoczony tym widokiem. Nie rozumiał tego. Ucieszyło go tylko i trochę uspokoiło dobre spojrzenie Serafina.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.