Oj, co to się wyprawiało, gdy do Pauliny wpadło kilka koleżanek i narobiły tyle hałasu, że nie miałam wyjścia. No po prostu musiałam szczekać. Tobi też się dołączył i dopiero zrobiło się głośno. Ale im przeszkadzało tylko psie szczekanie. Dostaliśmy po sporym kawałku sera, miskę mleka, więc musieliśmy opróżnić miski. Tymczasem dziewczyny zachwycały się tym, jak cudownie krakowska młodzież miała ze swoim opiekunem, Karolem Wojtyłą. A najbardziej podobało im się to, że mówiono do niego „wujku”. Jadzia powiedziała, że na najbliższym spotkaniu zapyta księdza Wojtka, czy też mogą tak do niego mówić. Dziewczyny w śmiech, a tu nagle dzwonek do drzwi. No i przyszedł ksiądz Wojtek! Powiedziała, że wracał właśnie ze szkoły, gdy usłyszał piski swoich Marianek, więc przyszedł, bo chętnie dołączy do śmiechu. Dziewczyny przyznały, że marzy im się mówienie „wujku”. Nic z tego. Ksiądz Wojtek stwierdził, że to był jedyny w swoim rodzaju cudowny wujek, a poza tym, teraz nie trzeba się ukrywać ze swoimi przekonaniami. Dlatego zaraz po świętach zaprasza ksiądz ministrantów i marianki na 3 dni w góry. Wybuchł taki pisk, że musiałam się dołączyć. Szczekałam ja, szczekał Tobi, dopóki nie zadzwoniła Pani Maria z pytaniem, czy Paulina nie potrzebuje pomocy. No, jeśli sąsiadka lubi piszczeć, to pomoc jest potrzebna. Cześć, Astra