nasze media Mały Gość 1/2025

Franek fałszerz

|

MGN 06/2012

dodane 17.05.2012 13:54

Wierność na falach

Pan Jezus od początku ludziom przeszkadzał. Jeszcze był malutkim dzieckiem, a już Go ścigał Herod. Jezus przeszkadzał nawet wtedy, gdy uzdrawiał, wskrzeszał, wyrzucał złe duchy, i to tak bardzo przeszkadzał, że w końcu ludzie Go ukrzyżowali. A po zmartwychwstaniu wcale nie było lepiej i tak jest do tej pory.


Jezus wciąż jest ścigany i prześladowany – w swoich wyznawcach, a także w swoim Ciele i Krwi w Najświętszym Sakramencie. Co jakiś czas szczególnie zajadle tępieni są księża, bo bez nich nie byłoby Najświętszego Sakramentu. No chyba, że ze strachu albo dla pieniędzy czy innych „korzyści” przestaną być wierni Jezusowi. Wielu księży tak właśnie zachowało się przeszło 200 lat temu w czasie rewolucji francuskiej. Rewolucjoniści obalili króla, potem go ścięli, a w kraju wprowadzili taki terror, że nawet lekcje matematyki się nie umywają.
Setki tysięcy ludzi zamordowano, a wśród nich wielu wiernych papieżowi księży. Bo rewolucyjna władza zażądała od duchownych przysięgi na wierność konstytucji nowej republiki, co oznaczało wypowiedzenie posłuszeństwa papieżowi. Część księży złożyła taką przysięgę. Tym władza nie robiła krzywdy, ale z kolei ludzie często nie chcieli korzystać z ich posługi. Garnęli się za to do księży „opornych”, czyli tych, którzy odmówili złożenia przysięgi. Tacy księża musieli działać tajnie, bo za odprawienie Mszy św. groziła im śmierć. Odprawiali więc w różnych dziwnych miejscach, byle z dala od oczu szpicli i donosicieli. Jednym z najbezpieczniejszych takich miejsc było… morze. Z daleka można było zobaczyć, czy ktoś się zbliża. Takiemu podglądaczowi raczej trudno by się było schować za falą, zwłaszcza, że nurków wtedy jeszcze nie było.


Obraz Louisa Duveau pokazuje taką właśnie tajną Mszę świętą, odprawianą dla Bretończyków – czyli Francuzów z Bretanii.
Jak widać, Msza jest bardzo uroczysta. Jest ołtarz, są zapalone pochodnie, a w centrum widzimy ubranego w ornat księdza, który podnosi hostię. A dookoła, w kilku łodziach, skupieni ludzie, szczęśliwi, że w tym strasznym czasie przychodzi do nich Jezus. Jedna z kobiet w łodzi po prawej stronie podnosi swoje dziecko, jakby pokazując je Jezusowi i prosząc o błogosławieństwo. W łodzi najbliższej widzowi widać człowieka, który wychyla się za burtę i rozgląda się, czy nie nadpływa ktoś nieproszony.
Wybrałem ten obraz nie tylko dlatego, że mi się podoba „na oko”, ale też ze względu na treść. Tu widać, jak wiele trudu sobie ludzie potrafią zadać, i na jak wiele niebezpieczeństw są gotowi się narazić, byleby tylko być na Mszy, blisko Jezusa Eucharystycznego. I nie ma dla nich znaczenia, co w tej sprawie mówi prawo państwowe, bo wiedzą, że prawo Boga jest najważniejsze.


Obraz ten zrobił wielkie wrażenie, gdy pojawił się na wystawie w Paryżu w 1864 roku. Żyli wtedy jeszcze ludzie, którzy mogli pamiętać czasy rewolucji, a wszyscy znali je z opowiadań rodziców. Nic dziwnego, że dzieło to zostało okrzyknięte najlepszym obrazem o tematyce religijnej tamtego roku. To był także najlepszy obraz samego autora, którym był niejaki Louis Duveau. Już choćby z tego powodu warto zapamiętać jego nazwisko.