Najpierw były żmudne lekcje łaciny, a potem pierwsze zauroczenie liturgią. Poznajemy historie czterech ministrantów, dziś ordynariuszy polskich diecezji.
Suscipiat Dominus hoc sacrificium de manibus tuis... „Trudne…” – wzdychali dzisiejsi biskupi, gdy jako mali chłopcy po raz pierwszy wypowiadali te łacińskie słowa. „Ciężkie” – mówili cicho, przenosząc z miejsca na miejsce potężny mszał. – To było całkiem inne służenie niż dziś – mówią jednym głosem nasi rozmówcy. I wspominają: potężne szafy z szatami liturgicznymi, piękne monstrancje i kielichy, tablice z modlitwami w tajemniczej łacinie, opowieści pana kościelnego – powstańca, taktykę poprowadzenia procesji, kazanie o lekkoatlecie czy domową produkcję węgla do kadzidła. A przede wszystkie opowiadają o tym, jak rodziło się ich kapłańskie powołanie. Choć, jak się okazuje, nie zawsze księża odnajdują swoje powołanie, służąc do Mszy. Bo są też biskupi, którzy ministrantami nigdy nie byli.
Metropolita poznański abp Stanisław Gądecki
ministrant w parafii św. Trójcy w Strzelnie
fot. KS. ROMAN TOMASZCZUK
Wychowywał nas kościelny
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.